Czym dokładnie są wydarzenia, które od dekad gromadzą miłośników i miłośniczki fantastyki? I jaka jest historia konwentów fantastycznych w Polsce?
Poniższy tekst ukazał się w 2015 roku w serwisie Dzika Banda. Po paru latach serwis zniknął z internetu, a tekst wraz z nim. Publikuję go znowu, z bardzo drobnymi zmianami oraz innymi ilustracjami. Siłą rzeczy nie obejmuje kilku ostatnich lat, w tym szczególnie pandemii COVID-19.
Źródło: Wikimedia Commons, zdj. Wojciech Kuchta (Klapi). Licencja: CC BY-SA 4.0
Wyraz „konwent” pochodzi od angielskiego
convention, oznaczającego zjazd,
kongres, zlot. Istnieją konwenty poświęcone literaturze, filmowi, komiksowi,
serialom, grom planszowym, fabularnym, bitewnym, terenowym… Wspólnym
mianownikiem jest tutaj kultura popularna, ale poszczególne imprezy mogą być bardzo
odmienne pod względem personalnym, organizacyjnym oraz tematycznym. Różna jest
także wielkość konwentów: od kameralnego Seminarium Literackiego w Chorzowie, zbierającego
zwykle mniej niż sto osób, aż po ogromny poznański Pyrkon, który według
oficjalnych informacji zgromadził w 2015 roku ponad 31 tys. uczestników. Duże przedsięwzięcia
są z zasady wielotematyczne, skierowane do rozmaitych grup odbiorców; mniejsze
wydarzenia nieco częściej skupiają się na pojedynczej dziedzinie popkultury.
Poczesne miejsce
na polskiej mapie takich imprez zajmują konwenty fantastyki – fikcji
literackiej (oraz kinowej, telewizyjnej itd.) osadzonej w światach
nieprawdopodobnych lub wręcz niemożliwych. Różnorodności utworów fantastycznych
towarzyszy bogactwo nazw gatunków i podgatunków, jednak zwykle wskazuje się
dwie podstawowe konwencje: science
fiction i fantasy. Fantastykę
naukową pisali w Polsce m.in. Janusz A. Zajdel i Stanisław Lem, a obecnie najbardziej
rozpoznawalnym jej twórcą jest Jacek Dukaj; fantasy
znamy z twórczości wiedźmińskiej Andrzeja Sapkowskiego czy też książek Anny
Brzezińskiej.
Strukturę typowego
weekendowego konwentu tworzy program podzielony na godzinne części. Obejmuje on
prelekcje i dyskusje (dotyczące zarówno fantastyki, jak i historii, nauki czy
kultury popularnej), spotkania z pisarzami oraz wydawcami, konkursy, turnieje i
różnego rodzaju gry. Ponadto przez cały czas imprezy dostępny jest Games Room,
czyli wypożyczalnia gier planszowych i karcianych; można też odwiedzać stoiska
wystawców (np. książkowych). Niektóre konwenty sprowadzają gości z zagranicy – najgłośniejszymi
z nich byli Terry Pratchett (gość Polconu w 1998 roku) oraz George R.R. Martin,
przez organizatorów Festiwalu Fantastyki w Nidzicy w 2011 roku zaproszony
podobno z trzyletnim wyprzedzeniem. Zdarzają się również inne atrakcje, od
pokazów po koncerty.
Zdecydowana większość uczestników ma od kilkunastu do trzydziestu kilku lat. Wiek, wspólne zainteresowania oraz świąteczna atmosfera konwentów sprzyjają tworzeniu więzi. Wśród stałych bywalców, którzy mają już rozbudowaną sieć kontaktów środowiskowych, możliwość spotkania ze znajomymi z różnych miast może być nawet główną motywacją dalszego udziału w imprezach.
Początki
Konwenty przygotowywane są przez
fanki oraz fanów: osoby czynnie interesujące się wybranymi utworami, gatunkami bądź
odmianami kultury popularnej. Zasadniczą formułę takich imprez wypracowano w
Polsce w ramach fandomu fantastyki (słowo „fandom” oznacza krajową lub międzynarodową
zbiorowość fanowską). Przypominają one konwenty amerykańskie, co jest jednym z wielu
przejawów oddziaływania kultury Stanów Zjednoczonych na polskie środowisko fantastyczne.
Związek ten widać m.in. w nazewnictwie: „fandom”, „konwent”, „Games Room” – to
wszystko zapożyczenia.
Za symboliczny
początek krajowego fandomu fantastycznego można uznać rok 1976. Członkowie powołanego
właśnie Ogólnopolskiego Klubu Miłośników Fantastyki i Science Fiction (działającego
w ramach Socjalistycznego Zrzeszenia Studentów Polskich) wzięli wówczas udział w
III Europejskim Kongresie Science Fiction organizowanym przez poznański oddział
Związku Literatów Polskich pod przewodnictwem pisarza Czesława Chruszczewskiego.
W następnych latach fani przygotowywali już własne konwenty, choć w owym czasie
wymagało to jeszcze licznych uzgodnień z władzami państwowymi.
W latach osiemdziesiątych
wiele się zmieniło. W 1985 roku w Polsce istniało już ponad trzydzieści klubów
fantastyki, z których część należała do Polskiego Stowarzyszenia Miłośników
Fantastyki z siedzibą w Warszawie, część natomiast funkcjonowała niezależnie. W
tym samym roku w Błażejewku pod Poznaniem odbył się pierwszy Polcon, który – dzięki
udziałowi klubów z całego kraju – miał wspomóc integrację podzielonego fandomu.
Na konwencie zamierzano przyznać fanowską nagrodę „Sfinks” Januszowi Andrzejowi
Zajdlowi jako autorowi powieści fantastycznonaukowej Paradyzja. Pisarz jednak zmarł przed konwentem, dlatego postanowiono
nazwać laur jego imieniem.
Nagroda
Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla jest do dzisiaj najważniejszym wyróżnieniem
literackim dla krajowej fantastyki. Tradycyjnie co roku wręcza ją Jadwiga Zajdel,
wdowa po zmarłym patronie. W historii nagrody zapisali się również autorzy rozpoznawani
poza środowiskiem fantastycznym: Edmund Wnuk-Lipiński, Wit Szostak, Łukasz
Orbitowski, a także Sapkowski oraz Dukaj. Dostępne w internecie listy laureatów
i laureatek – tudzież nominacji – stanowią całkiem dobry przewodnik po historii
polskiej fantastyki.
Anna Kańtoch i Jacek Dukaj, laureaci Nagrody Zajdla w 2011 roku, Poznań, konwent Polcon
Źródło: Wikimedia Commons, zdj. Wojciech Kuchta (Klapi). Licencja: CC BY-SA 3.0
Po 1989
roku
Pierwsze lata transformacji nie były
najlepszym czasem dla konwentów. Gospodarcza niestabilność kraju utrudniała
organizację i niekorzystnie wpływała na frekwencję. Jednak ruch konwentowy
przetrwał, a potem rozkwitł.
Przez pewien
czas po przemianach ustrojowych imprezy fanowskie urządzano niemal wyłącznie w
szkołach, część wynajętej przestrzeni wykorzystując w charakterze sal noclegowych
(spano zwykle w śpiworach, na rozłożonych na podłodze karimatach). Powszechnie
przyjmowano zasadę „od fanów dla fanów”, wyrażającą się np. w tym, że wszyscy
uczestnicy – od licealistów po cenionych twórców fantastyki – mówili sobie po
imieniu. Standardy organizacyjne nie były najwyższe, ale środowiskowych norm i oczekiwań
nie wyznaczał etos efektywnego profesjonalisty, lecz fana: amatora pragnącego
kontaktu z innymi osobami, które dzielą jego zainteresowania.
Przełomowym
konwentem był czterodniowy Polcon 2007 w przestrzeni konferencyjnej stołecznego
Hotelu Gromada. Nawet największe z dotychczasowych wydarzeń – wśród nich
poprzedni Warszawski Polcon w 1999 roku – bardzo rzadko przekraczały limit
tysiąca uczestników, w tym wydarzeniu zaś wzięło udział 2177 osób. Obecnie rekordy
frekwencji bije Pyrkon, nazywany dziś przez organizatorów raczej festiwalem niż
konwentem (słowo „konwent” nie jest całkiem czytelne dla odbiorców spoza
fandomu). W latach 2011–2015 na festiwalu pojawiało się kolejno: 3660, 6508,
12 299, około 25 000, wreszcie 31 495 uczestników.
Dla osób
zainteresowanych fantastyką rytm polskiego życia konwentowego wyznacza kilka wydarzeń,
które odbywają się w podobnym terminie każdego roku. Sezon otwiera kwietniowy
Pyrkon, po nim następują Wrocławskie Dni Fantastyki (czerwiec), warszawska
Avangarda (sierpień), regularnie zmieniający lokalizację Polcon (sierpień lub
wrzesień), toruński Copernicon (wrzesień) i wreszcie Falkon (listopad). Nie
brakuje też mniejszych imprez, liczących poniżej tysiąca uczestników. Wiele
wydarzeń nadal odbywa się w szkołach, jednak duże konwenty organizowane są
zwykle na wyższych uczelniach, oferujących więcej przestrzeni i przynoszących
pewien prestiż. Czasem w grę wchodzą również inne lokalizacje – na przykład od
2011 roku Pyrkon odbywa się na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, a od
roku 2012 miejscem Falkonu są Targi Lublin SA.
Opierając się
na danych z serwisu „Informator Konwentowy” oraz obliczeniach fanów Marcina
Wrońskiego i Jakuba Rzepeckiego, liczbę konwentów w Polsce w ostatniej dekadzie
oszacowałbym na średnio 70–80 rocznie. Oczywiście najwięcej wydarzeń ma miejsce
w lipcu i sierpniu – w tym roku trudno znaleźć letni weekend, w który nie
odbywałyby się przynajmniej 2–3 imprezy. Nie sposób określić jednoznacznie,
jaki procent polskich konwentów stanowią przedsięwzięcia, w których ważną rolę
odgrywa fantastyka, ale odsetek ten jest niemały.
Jeden z punktów programu konwentu Polcon, Poznań, 2015 rok
Źródło: Wikimedia Commons, zdj. Wojciech Kuchta (Klapi). Licencja: CC BY-SA 4.0
Napięcia
Ruch konwentów fantastyki jest niewątpliwie
zjawiskiem wartościowym. Dobrze świadczy o kreatywności fanów oraz ich
zdolności do współpracy, pokazuje także potencjał społecznej samoorganizacji. Konwentowe
spotkania dają niekiedy początek długoletnim znajomościom, przyjaźniom, a nawet
małżeństwom; są również sposobem uczestnictwa w kulturze. Ale polskie
środowisko fantastyczne nie jest utopią – jak każda zbiorowość, tak i ono ma
swoje wewnętrzne konflikty. Przyjrzyjmy się dwu przykładom.
W 2014 roku organizatorzy
Pyrkonu opublikowali krótki film „Kostki zostały rzucone”. Pokazuje on młodą
kobietę zrzucającą kolejne fragmenty garderoby, a następnie zanurzoną w wannie
pełnej kostek do gry. Nagranie natychmiast zostało skrytykowane, ale też szybko
pojawili się jego obrońcy; internetowy spór toczył się przez wiele dni. To
bodaj najjaskrawszy przykład fandomowych konfliktów, które wiążą się z kulturowym
podkreślaniem seksualności postaci kobiecych. Jednocześnie trzeba wspomnieć o
tym, że na wielu imprezach – również na Pyrkonie – wprowadza się procedury ułatwiające
zgłaszanie ewentualnych przypadków molestowania (a także kradzieży, nękania
itd.), wzorowane na brytyjskich czy amerykańskich anti-harassment policies.
W ostatnim
czasie kwestia przedstawień medialnych (tym razem nie płciowych, lecz rasowych)
powróciła w dyskusji o braku postaci innych niż białe w grze Wiedźmin 3, odwołującej się do niezwykle
popularnych w Polsce powieści fantastycznych Andrzeja Sapkowskiego. Widać tutaj,
że granice między „fandomem fantastyki” a np. „fandomem gier wideo” nie są ścisłe.
Inny środowiskowy
konflikt można powiązać z dylematami aktywności pozarządowej (konwenty bardzo
często organizowane są przez formalnie zarejestrowane stowarzyszenia). Jak
zauważa Ilona Iłowiecka-Tańska w książce Liderzy
i działacze, etos budowniczych trzeciego sektora w Polsce wczesnych lat
dziewięćdziesiątych ukształtowany był przez długą tradycję pracy społecznej. Sięgała
ona jeszcze do pierwszej połowy XX wieku, a w pewnym sensie nawet do epoki
stanisławowskiej. Jednak nowe uwarunkowania – w tym zachodnie programy pomocowe,
hasło społeczeństwa obywatelskiego oraz importowana w znacznej mierze z USA
koncepcja organizacji pozarządowych – doprowadziły do zmiany tego etosu. Wskutek
tego wielu z działaczy trzeciego sektora myśli o swojej pracy w kategoriach
zarobku lub samorozwoju, nie wyrzeczenia, służby i obowiązku; przedkłada
wymierne efekty nad pełną ofiarności lub entuzjazmu motywację; wreszcie wpisuje
podejmowaną aktywność w kontekst projektów, konkursów i rywalizacji.
Przemiana ta –
niosąca zarówno pozytywne, jak i negatywne konsekwencje – ma wiele wspólnego z
procesami zachodzącymi np. w polskim harcerstwie. W gronie miłośników
fantastyki uwidacznia się w dyskusjach o pożądanym modelu konwentów.
Upraszczając: jedni mówią, że powinny one pozostać imprezami przygotowywanymi w
całości na zasadzie wolontariatu, bez zniżek lub zwolnień dla prelegentek i
prelegentów. W końcu wszyscy jesteśmy fanami – jeśli grupka znajomych zbiera
się przy ognisku, to nikt nie odmówi przyniesienia gitary tylko dlatego, że przecież
wpłacił już składkę na kiełbaski. Drudzy twierdzą, że organizatorzy pracujący
nad konwentem wiele miesięcy (bezpośrednio przed wydarzeniem jest to właściwie
dodatkowy etat, do tego dochodzą m.in. koszty paliwa i rozmów telefonicznych) powinni
otrzymywać wynagrodzenie, finansowane np. z dotacji państwowych i samorządowych.
Premiowane powinny być również osoby prowadzące punkty programu: jeżeli nie wynagrodzeniem,
to przynajmniej zwolnieniem z opłaty za wstęp na imprezę.
Przynajmniej
dwie imprezy w Polsce, Pyrkon i Falkon, wprowadzały już – jak dotąd niewysokie
– wynagrodzenia dla części organizatorów. Są to jednocześnie dwa największe
tego rodzaju przedsięwzięcia w kraju. W najbliższych latach można się
spodziewać równoległego funkcjonowania obu typów wydarzeń: paru dużym
festiwalom będzie towarzyszyła znaczna liczba mniejszych imprez (także tych dwu-
czy trzytysięcznych). Trudno jednak powiedzieć, jakie będą konsekwencje długoterminowe.
W wariancie pesymistycznym organizatorzy mniejszych wydarzeń zniechęcą się do
działalności w fandomie, widząc, jak inni zarabiają na festiwalach. Podobnie twórcy
programu zaczną oczekiwać finansowej rekompensaty za swój wkład, a otrzymując
ją wyłącznie na dużych imprezach, zrezygnują z udziału w pozostałych. Z kolei
wariant optymistyczny oznaczałby, że doświadczeni organizatorzy zachowają
pasję, a dzięki zarobkom z konwentów będą mogli zrezygnować z części lub nawet
całości pracy zawodowej, zatrudniając się na podobnych zasadach jak dziś
pracownicy niektórych fundacji.
Konwenty i festiwale fantastyki stają się coraz bardziej widoczne. Wynika to z sukcesu imprez takich jak Polcon, Falkon i Pyrkon, ale też z popularności kultury fantastycznej i zjawisk pokrewnych w rozmaitych mediach (komiksy i kino superbohaterskie, kasowe filmy osadzone w kosmosie, nadzwyczajne powodzenie serialu Gra o tron etc.). Warto więc stawiać pytania o przeszłość, teraźniejszość i przyszłość działalności miłośników fantastyki.
Pisząc o początkach krajowego fandomu fantastyki, korzystałem z tekstu Aleksandry Wierzchowskiej „Literacka subkultura? Polski fandom w latach osiemdziesiątych”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz