Uwaga: tekst dotyczy śmierci i komplikacji okołoporodowych.
.
.
.
.
.
.
.
„Konsekwencje wyroku TK z 20.10.2020 r., sygn. K 1/20 w praktyce.
Pacjentka 22 tydz., bezwodzie. Lekarze czekali na obumarcie płodu. Płód
obumarł, pacjenta zmarła. Wstrząs septyczny. Piątek spędziłam w prokuraturze.
Dobrego weekendu, czas na reset”.
Tak brzmi w całości wczorajszy tweet Joanny Budzowskiej, pracującej jako radca prawny w kancelarii BFP i skupiającej się na błędach medycznych oraz organizacji systemu ochrony zdrowia. Najwyraźniej mamy więc do czynienia z kolejną śmiercią, do której przyczynił się zakaz przerywania ciąży.
Pisałem już o tym, że w 2012 roku w irlandzkim szpitalu zmarła w cierpieniach Savita Halappanavar. Odmówiono jej pomocy – chodziło o nieznaczne przyspieszenie poronienia – tłumacząc, że Irlandia to „katolicki kraj”. Odmowa ta rzeczywiście była zgodna z ideologią Kościoła rzymskokatolickiego, który głosi publicznie, że kobiety powinny umierać, jeśli jedynym sposobem na ich ocalenie jest aborcja (niektóre inne procedury medyczne są dopuszczane). Także wtedy, gdy wiadomo, że płód i tak nie przeżyje [1]. O smutnej historii opisanej przez Joannę Budzowską wiemy na razie niewiele, niemniej można przypuszczać, że również w tym wypadku lekarze postąpili zgodnie z oficjalnym nauczaniem Kościoła.
W obu sytuacjach zbieżność z etyką rzymskokatolicką nie musiała być bezpośrednią przyczyną lekarskich decyzji. Personel mógł nie wiedzieć, że kościelna doktryna nawet w tak skrajnych sytuacjach zakazuje jakiejkolwiek formy aborcji. Mógł też wiedzieć, lecz się nie zgadzać (choć ten nieludzki nakaz dość logicznie wynika z powszechnie znanych założeń ideologii rzymskokatolickiej – dlatego trzeba odrzucić również te założenia, np. o pełnym statusie moralnym embrionu). I wreszcie nie wszyscy lekarze musieli być katolikami.
Dlaczego jest to istotne? Dlatego, że zakaz aborcji zmienia cały kontekst opieki nad osobami ciężarnymi. Część lekarzy, którzy odmawiają im pomocy, może to robić nie z powodu własnego ideologicznego zaangażowania, lecz ze względu na obawę przed postępowaniem karnym.
***
Formalnie rzecz biorąc, i niedawne prawo irlandzkie, i obecne polskie dopuszcza przerwanie ciąży, gdy życie kobiety jest zagrożone. W praktyce jednak zakaz niemal wszystkich szpitalnych aborcji jest wyraźnym sygnałem władz dla lekarzy: „Będziemy się wam uważnie przyglądać”. I wiele wskazuje, że właśnie z tego powodu zginęła Savita Halappanavar. Jak pokazuje odnośny irlandzki raport, członkowie personelu realizowali „plan, który polegał na «oczekiwaniu na wydarzenia» […]. Rozmówcy wyjaśnili zespołowi śledczemu, że wynikało to z ich interpretacji prawa regulującego przerywanie ciąży” (s. 71).
Oczywiście personel medyczny i tak powinien nieść pomoc temu, kto jej potrzebuje [2]. Niemniej zakaz przerywania ciąży jest bodźcem zniechęcającym do pomocy i również z tego powodu powinien zostać zniesiony. Inaczej kolejne kobiety będą umierać, a jeszcze więcej będzie tracić zdrowie.
Zdrowie straciła ostatnio na przykład Marta, w której przypadku lekarze zwlekali z usunięciem ciąży pozamacicznej (mimo że było jasne, iż nie urodzi żywego dziecka). Została okaleczona, nie ma już jednego z jajowodów, potrzebuje pomocy psychologicznej, na którą jej nie stać. Bardzo źle też wspomina ogólną postawę personelu: „Po dwóch tygodniach hospitalizacji mogę na palcach jednej ręki policzyć osoby, które znały znaczenie słowa empatia. [...] Byłam numerkiem. Zupełnie nieistotnym”.
***
Dla jasności: aborcja jest w Polsce zakazana od 1993 roku. Zgadzam się z szacunkami ze strony Ceiling Sejm, pokazującymi, że zdelegalizowano wtedy w przybliżeniu 99% wszystkich wykonywanych zabiegów. Ubiegłoroczny „wyrok” Trybunału Konstytucyjnego był jawnie barbarzyński, ale w sensie ilościowym stanowił wyłącznie domknięcie obowiązującego już zakazu. Radykalne prawo antyaborcyjne obowiązuje w Polsce niemal od trzydziestu lat i jeszcze przed zaostrzeniem powodowało ludzkie tragedie. O najbardziej znanej z nich, czyli o śmierci Agaty Lamczak w 2004 roku, również pisałem.
W Irlandii Savita Halappanavar stała się symbolem. Jej śmierć doprowadziła do złagodzenia prawa i uchwalenia przepisów typowych dla Europy Zachodniej, dopuszczających przerwanie ciąży do 12 tygodnia bez względu na przyczynę. Jeśli już szukać kompromisu aborcyjnego, to na tym może polegać kompromis – między pełnym zakazem przerywania ciąży, jak w Salwadorze, a swobodnym dostępem do tego rodzaju zabiegów, jak w Kanadzie.
I pod takim właśnie projektem ustawy zbierane są teraz w Polsce podpisy. Zbiórkę poparły liczne organizacje i ruchy kobiece, Nowa Lewica i partia Razem. Sam już jakiś czas temu podpisałem, polecam. Można nawet wydrukować kartę i gromadzić podpisy samodzielnie, a później przesłać efekt organizatorkom.
Nie jest dobrze, gdy radykalne prawo aborcyjne zostaje złagodzone dopiero z powodu czyjejś śmierci. Być może jednak innego wyjścia w Polsce nie ma.
Ilustracja pochodzi ze strony IndiaToday.
***
[1] Zob. Katechizm Kościoła Katolickiego, punkt 2271 („Kościół od początku twierdził, że jest złem moralnym każde spowodowane przerwanie ciąży”) i punkt 2273 (cytat z instrukcji „Donum vitrae” wydanej przez Kongregację Nauki Wiary: „Wyrazem szacunku i opieki należnej mającemu urodzić się dziecku, począwszy od chwili jego poczęcia, powinny być przewidziane przez prawodawstwo odpowiednie sankcje karne za każde dobrowolne pogwałcenie jego praw”). Zob. także bardziej bezpośrednie opisy problemu: tutaj, tutaj i tutaj.
[2] Piszę tu głównie o cispłciowych kobietach – cispłciowych, czyli takich, u których realnie odczuwana tożsamość płciowa jest zgodna z przypisaną przy narodzinach. Niemniej problem dotyczy też części osób niebinarnych bądź transpłciowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz