Wczoraj rozpoczął się kolejny Tydzień Widzialności Osób Aseksualnych, zwany także Tygodniem Asów*. Wymyślony w 2010 roku przez Sarę Beth Brooks, na facebookowym profilu inicjatywy opisywany jest jako „celebracja postępu, którego dokonała nasza społeczność, oraz kampania na rzecz głębszego zrozumienia i akceptacji dla wszystkich tożsamości z aseksualnego spektrum”.
Najwcześniejszym znanym mi tekstem, w którym pojawia się pojęcie aseksualności, jest „Manifest aseksualny” („The Asexual Manifesto”) Lisy Orlando z 1972 roku**. Współcześnie osoby aseksualne uznawane są zazwyczaj za jedną z podgrup zbiorowości osób nieheteronormatywnych, określanej też przy użyciu skrótowców takich jak LGBTQIA+ (w zwięzłej wersji: LGBT+). Poniżej odwołuję się do ustaleń i doświadczeń ludzi, którzy dążą do poprawy położenia tej podgrupy – i zapewne zwykle do niej należą – tudzież do danych zaczerpniętych ze środowiska naukowego. Terminologia dotycząca aseksualności jest jednak świeża i jeszcze nieokrzepła, przez co pojęcia przytaczane niżej możecie spotkać także w nieco innych znaczeniach.
Chciałbym zacząć od wskazania zainteresowanym, że w Polsce działa Stowarzyszenie Asfera, które stara się wspierać osoby aseksualne. Rok temu na jego youtube’owym profilu ukazał się krótki film z wypowiedziami takich osób.
I.
Według strony Aces & Aros osoba aseksualna „nie odczuwa do nikogo pociągu seksualnego (lub odczuwa pociąg o niewielkim natężeniu) i/albo nie doświadcza pragnienia kontaktów seksualnych”. Nie jest to zjawisko tożsame ze wstrzemięźliwością, ponieważ stanowi cechę człowieka, a nie jego wybór. Do spektrum aseksualnego zaliczyć można m.in. szarą aseksualność (rzadkie lub nieregularne odczuwanie pociągu seksualnego) oraz demiseksualność (możliwość doświadczania pociągu seksualnego jedynie przy silnej więzi emocjonalnej). Niekiedy aseksualność określa się także w sposób węższy. Definicja organizacji AVEN (Asexual Visibility and Education Network) mówi po prostu: „osoba aseksualna nie doświadcza pociągu seksualnego”.
Pomimo tej różnicy oba źródła podkreślają, że aseksualność nie jest tożsama z aromantycznością. Innymi słowy, osoba aseksualna może tworzyć związki romantyczne z innymi ludźmi, oparte na bliskości czy zaufaniu. Może nawet uprawiać seks, np. w relacji z kimś, kto sam nie jest aseksualny, przy czym warto podkreślić rolę świadomej zgody***. I jak mówi Ewa Kostanecka w audycji „7 metrów pod ziemią”: „Są osoby, które […] mają wysoki poziom libido i […] muszą to swoje napięcie rozładować, poprzez masturbację chociażby”. Można chyba powiedzieć, odwołując się pośrednio do rozmowy Krystyny Romanowskiej z Robertem Kowalczykiem w „Wysokich Obcasach”, że to przypadek pobudzenia bez pożądania. Podobnie jest w drugą stronę: osoby, które określają się jako aromantyczne, niekoniecznie muszą być też aseksualne (zob. tu, tu i tu). Czasami wskazuje się dodatkowo, że nie wszystkie związki muszą mieć charakter romantyczny.
Dodajmy, że w języku polskim ludzie mający jedną lub obie wspomniane cechy wykorzystują czasem do autoidentyfikacji – zapożyczone z angielszczyzny – słowa „aro” i „asy”. I jeszcze inne uściślenie: czasem aseksualność (aromantyczność) krzyżuje się z tradycyjnie wyróżnianymi orientacjami. Jeśli np. słyszymy, że ktoś sam siebie nazywa „homoromantycznym asem”, to jest to deklaracja: „nie odczuwam typowego pociągu seksualnego, ale mogę mieć relacje romantyczne z osobami tej samej płci”.
II.
Wszystkie powyższe spostrzeżenia oparte są na informacjach podawanych przez grupy, które działają na rzecz osób aseksualnych. W środowisku psychologicznym i psychiatrycznym natomiast nie ma konsensusu, jeśli chodzi o sposób postrzegania aseksualności, w tym szczególnie jej status jako orientacji (analogicznej do orientacji hetero-, homo- i biseksualnej). Oto trzy przykłady.
— Wydana w 2013 roku najnowsza klasyfikacja zaburzeń Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, DSM-5, podaje termin „aseksualność” w cudzysłowie i nie wymienia odnośnej orientacji. Nie traktuje też jednak aseksualności jako zaburzenia, a wręcz zaznacza, że gdy zerowy lub niski poziom pragnień seksualnych można wyjaśnić aseksualną autoidentyfikacją, nie należy diagnozować stanów takich jak „hipoaktywne zaburzenie pożądania seksualnego”.
— Lori A. Brotto i Morag Yule podsumowują dyskusje naukowe na powyższy temat w artykule opublikowanym w 2016 roku w ważnym piśmie „Archives of Sexual Behavior”. W streszczeniu tekstu czytamy: „Aseksualność jest niejednorodnym zjawiskiem, które prawdopodobnie spełnia kryteria orientacji seksualnej. Badacze i badaczki powinni kontynuować analizę dowodów mogących wspierać taką kategoryzację”.
— Aseksualność została wprost nazwana orientacją w opisie wydawniczym książki Anthony’ego F. Bogaerta z 2012 roku „Understanding Asexuality”. Wcześniejszy artykuł tego samego badacza, „Toward a conceptual understanding of asexuality”, omawia argumenty na rzecz uznania aseksualności za orientację (a także argumenty przeciwne).
III.
Mój własny pogląd na temat aseksualności dobrze streszcza Bella DePaulo w „Psychology Today”: „Jeśli ktoś różni się od normy – albo tego, co jest postrzegane jako norma – może się spodziewać, że zwolennicy etykietowania (a nawet część ludzi zawodowo zajmujących się zdrowiem) zaszufladkują go jako osobę dysfunkcyjną. […] Nie jest dobrze przeskakiwać od braku seksualnych pragnień do etykiety zaburzenia na tle seksualnym. Zatrzymaj się najpierw i zapytaj, w jaki sposób dana osoba doświadcza aseksualności w swoim życiu. Jeżeli czuje się z nią dobrze, niech wszyscy inni przestaną się narzucać i zamkną patologiczne etykietki w swoich szufladach”.
Bez wątpienia istnieją i takie sytuacje, które opisuje AVEN: „Jeśli to, że nie doświadczasz pobudzenia […], jest [dla ciebie] niepokojące, warto przedyskutować sprawę ze specjalistką lub specjalistą”. Nie chodzi tutaj jednak o aseksualność, lecz o zaburzenia, z którymi dzieli ona pewne drugoplanowe właściwości (i które mogą być z nią mylone). W takich wypadkach profesjonalna pomoc rzeczywiście jest wskazana. Natomiast u osób, które są aseksualne w opisanym wcześniej znaczeniu, ewentualne cierpienie wynika nie tyle z samej aseksualności, ile raczej z „wielokrotnego powtarzania ci, że masz jakieś zaburzenie”, „zastanawiania się, czemu tak bardzo różnisz się od wszystkich innych ludzi” albo „zmuszania cię do prób naprawy czegoś, co nie jest zepsute”. „Te rzeczy nie oznaczają, że jesteś zaburzony bądź zaburzona. Oznaczają, że zaburzony jest świat dookoła ciebie”. Dobrze jest nadto pamiętać, że – niestety – nie wszystkie osoby zajmujące się zdrowiem psychicznym mają w dziedzinie aseksualności odpowiednie rozeznanie.
IV.
Na koniec pozostawiłem kwestię traktowania osób aseksualnych przez otoczenie. Znowu przytoczę tu, z licznymi skrótami, wywiad z Ewą Kostanecką: „Bardzo się na społeczeństwie zawiodłam. Spotkałam się i z agresją, i z wyśmiewaniem, z próbą «leczenia mnie» za pomocą seksu bez mojej zgody (na szczęście do niczego nie doszło). Największym problemem jest to, że ludzie nie wierzą w to, co ja mówię. Z pobłażaniem mnie traktują: «Trafisz jeszcze na tego jedynego» albo «Dobrego bolca nie wyczułaś». [W rodzinie] słyszę pytania «Kiedy wnuk?». Mojej mamie powiedziałam, że jestem aseksualna. Przyjęła to ze śmiechem i nie mam do niej żalu, ale spowodowało to, że w mojej rodzinie nikomu o tym nie powiedziałam. Po prostu mówię, że nie chcę mieć partnera”.
Część znajomych akceptuje tożsamość Ewy Kostaneckiej, ale część np. łapie ją za słówka, aby przekonać, że jednak nie może być aseksualna, skoro – dajmy na to – śmieje się z żartów dotyczących seksu. Zdarzyło jej się nawet „zostać wyproszoną ze spotkania LGBT, ponieważ jestem «za mało niehetero», poza tym «oni nie leczą chorób»”.
Zapytana przez Rafała Gęburę, jakich reakcji by sobie życzyła, rozmówczyni odpowiada: „Dla mnie najlepiej, żeby reagowali tak, jak ja reaguję, jak mi kolega powie, że jest gejem. No okej – i tyle”. Jak sądzę, nie wyklucza to zaciekawienia problemami (i radościami!) spotykającymi znaną nam osobę aseksualną, jeśli sama chce o nich opowiadać. Dobrze jest jednak nie podważać tego, co mówi o swoich doświadczeniach (czyli np. nie wyjaśniać jej w środku imprezy, że na pewno ma jakiś problem, „bo przecież wszyscy…”). I warto unikać postrzegania takiej osoby wyłącznie przez pryzmat aseksualności.
Dobrego Tygodnia Asów (i aro) wszystkim zainteresowanym!
Wpis powstał pierwotnie na prośbę jednej z osób wspierających moją publicystykę za pośrednictwem portalu Patronite. Notce towarzyszy flaga, którą wybrałem spośród wielu symboli ruchu na rzecz osób aseksualnych. Kolor czarny oznacza aseksualność w wąskim sensie, szary – aseksualność szarą i demiseksualność, biały – alloseksualność (tak w środowisku nazywane jest standardowe odczuwanie pociągu seksualnego), a fioletowy – wspólnotę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz