Wielką korzyścią z raportu Centrum Badań nad Uprzedzeniami, który stal się tak głośny tydzień temu,
jest to, że wywołał dyskusję o metodach nauk społecznych. Wtedy włączyłem się do niej ukosem, mówiąc o wielkości i doborze próby, ale głównie w klasycznych
sondażach wyborczych. Teraz, gdy opadł kurz, wracam do kilku spraw związanych z
wynikami oraz metodą badań.
I co? I okazuje się, że warto
spuścić powietrze z tego balonu. To cenne badanie, ale ani linie podziałów nie są tak proste, ani
nienawiść tak silna, jak sugerowało wiele medialnych komentarzy.
I. LIBERAŁOWIE GARDZĄ MOCNIEJ?
Socjolog Jarosław Flis uzyskał od
autorki badania – Pauliny Górskiej – dostęp do surowych danych i opowiedział o
nich w „Tygodniku
Powszechnym”. Oto dwa fragmenty wywiadu (polecam całość):
Okazało się, że skłonność do odczłowieczania w zasadzie nie zależy od poglądów obyczajowych. Za to bardzo wyraźnie zależy od ekonomicznych: wśród zatwardziałych ekonomicznych liberałów dehumanizuje aż ponad 70 proc., a wśród zwolenników państwa opiekuńczego czy solidaryzmu robi to mniej niż 40 proc.
[…] W Polsce widać takie myślenie wśród tych, którzy – mówiąc najprościej – uważają, że są lepsi. Żyją lepiej, zarabiają, więc widocznie na to zasługują. A więc jeśli ktoś ma gorzej, to widocznie też zasłużył.
Do tego wyniku warto jednak podejść
tak samo ostrożnie, jak do każdego innego. Po pierwsze więc, jest to rezultat opisujący grupę, a nie jednostki. Nawet jeżeli większość osób o liberalnych
poglądach gospodarczych przejawia jakąś tendencję do odczłowieczania
(silniejszą lub słabszą), to pewnej części bynajmniej to nie dotyczy. Po
drugie, takie wyniki stają się pewniejsze, gdy towarzyszą im rezultaty
powtórzonych lub podobnych badań. Jeden sondaż, nawet poprawnie wykonany, to
jeszcze nie wszystko…
…chociaż nadal trzeba tę
interpretację traktować serio. Flis zauważa też, że w pewnym stopniu osłabia
ona tezę o polaryzacji społeczeństwa na sympatyków PiS i zwolenników opozycji: „Owszem,
podziały polityczne mają tu znaczenie, ale skłonność do odczłowieczania w
znacznie większym stopniu różnicują podziały ideowe w obrębie każdej z grup”.
II. CZY TAKIE PYTANIE O DEHUMANIZACJĘ MA SENS?
Skoro mówimy już o metodzie,
warto się przyjrzeć narzędziu do mierzenia dehumanizacji. Respondent(k)om zadano
pytanie o następującej treści: „Czasem ludzie wydają się innym bardziej bądź
mniej ludzcy. W oczach innych ludzi niektórzy wydają się być bardzo rozwinięci,
inni zaś zdają się znajdować na wcześniejszych stadiach ewolucji. Posługując
się obrazkiem zamieszczonym poniżej, proszę określić, na jakim stadium ewolucji
umieścił(a)by Pan/i zwolenników partii opozycyjnych / zwolenników partii
rządzącej?”. A obrazek wyglądał tak:
Na pierwszy rzut oka metoda może
wydawać się dziwna, ale jest chętnie stosowana przez naukowców. Artykuł
z 2015 roku, w którym ją zaproponowano, został opublikowany w jednym z
najważniejszych światowych czasopism psychologicznych i cytowany był już
118 razy, co oznacza, że wielu specjalistów i ekspertek uznało ten sposób
pomiaru za wartościowy. Nie rozstrzyga to wszystkich wątpliwości, ale
zdecydowanie pokazuje, że ta metoda nie wzięła się znikąd.
Jednocześnie pamiętajmy, że każda
odpowiedź sondażowa jest do pewnego stopnia wytworem sytuacji. Oto przychodzi do
nas ktoś obcy i pyta o sprawy, których być może wcale jeszcze do końca nie przemyśleliśmy,
a tu trzeba się szybko zadeklarować, i to jak najdokładniej. Czy w innym miejscu i czasie postąpilibyśmy tak samo, jak akurat w tym badaniu? Na ile istotny jest rozziew między tym, co tkwi w naszej głowie, a tym, jak sformułowano pytania i dostępne odpowiedzi?
W tym przypadku warto wziąć pod
uwagę prawdopodobieństwo, że część osób deklaruje odczłowieczanie silniejsze od
takiego, do którego faktycznie byłyby skłonne w życiu. Dlaczego? Dlatego że sama formuła
pytania daje pewien potencjał dehumanizacji, w jakimś sensie może do niej
zachęcać. Odpowiedzi mogą więc tworzyć obraz nieco czarniejszy od rzeczywistego
(również w wypadku liberałów gospodarczych z punktu I). Nie wiemy, czy tak jest
na pewno, ale ta możliwość to jeden z argumentów na rzecz stwierdzenia, że wcześniejsze
stanowcze interpretacje szły zbyt daleko.
[Jeżeli ktoś jest nerdem
statystycznym, to dłuższe dyskusje na temat tego pytania znajdzie tutaj
i tutaj (od
komentarza ze słowami „Ten raport powinien być szeroko dyskutowany”)].
III. A JAK TO BYŁO Z TEMPERATURĄ EMOCJONALNĄ?
Oprócz pytania o dehumanizację zadawano także inne. Tutaj przyjrzyjmy się temu, przy którym na skali od -50°C do +50°C wyborcy PiS zaznaczali swoje uczucia względem elektoratu opozycji – i odwrotnie. Termometr wyglądał następująco:
I tutaj znowu różnicę łatwo przecenić.
Owszem, średnia dla zwolenników opozycji (-14,93) była bardziej negatywna niż
dla zwolenników PiS (-6,29). Mylący byłby tu jednak wniosek, jakoby wyborcy partii
opozycyjnych nie lubili przeciwnego elektoratu z ponad dwa razy większą siłą.
Matematyka i statystyka każą nam rozpatrywać otrzymany wynik z uwzględnieniem
tzw. odchylenia standardowego. Wynosiło ono odpowiednio 24,19 i 25,10, czyli
było zdecydowanie wyższe od średniej.
Co to znaczy, tak po ludzku i w
zaokrągleniu? Aby to stwierdzić, wokół każdej średniej zakreślmy koło o
promieniu jednego odchylenia. Wtedy zobaczymy, że jeśli przeciętny zwolennik (lub
zwolenniczka) opozycji deklaruje metaforyczną niechęć -15 stopni Celsjusza, to w
społeczeństwie otacza go spora gromadka osób, które mieszczą się w przedziale
od -40 do +10 stopni. Radykałów spoza tego zakresu jest znacznie mniej. Natomiast
wokół przeciętnej osoby popierającej PiS rozpościera się duża grupa ludzi,
których uczucia względem wrażego elektoratu mieszczą się w ramach od -30 do +20
stopni.
Wygląda na to, że obie grupy w znacznej
mierze na siebie nachodzą. Trochę tak jak na wykresie, który dla pytania o dehumanizację
sporządził Witold
Rudnicki:
Podkreślam, że ten akurat wykres
dotyczy pytania o dehumanizację, a nie termometru emocjonalnego. Zapewne jednak
dla uczuć negatywnych i pozytywnych otrzymalibyśmy podobne wyniki: istnieje pewna
różnica, ale o wiele mniej znacząca, niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka.
Czyli ponownie – oba elektoraty nie są od siebie aż tak odległe!
[EDYCJA. Ważna uwaga: powyższy histogram jest przykładowym wyliczeniem opartym na danych podobnych do wyników badania, ale nie identycznych. Powinienem był od początku zaznaczyć, że można to traktować jedynie jako przybliżenie tego, jak wyglądałby rzeczywisty wykres].
[EDYCJA. Ważna uwaga: powyższy histogram jest przykładowym wyliczeniem opartym na danych podobnych do wyników badania, ale nie identycznych. Powinienem był od początku zaznaczyć, że można to traktować jedynie jako przybliżenie tego, jak wyglądałby rzeczywisty wykres].
IV. SPOKOJU!
Jarosław
Flis przytacza „upublicznione przez
Piotra Zarembę w «Plusie
Minusie» wyniki
nieujawnianych przez PiS badań opinii, w świetle których aż 70 proc. wyborców
tej partii pragnie «stabilizacji państwa i spokoju w debacie publicznej»”. O tych samych
badaniach, zamówionych przez partię po wyborach samorządowych, pisze Andrzej Stankiewicz:
„elektorat PiS wcale nie chce wojny z UE, ważna jest dla niego praworządność,
jest też dużo bardziej liberalny w poglądach na wiarę i sprawy obyczajowe, niż
sądzili liderzy”.
Owszem, pewnie łatwiej zachować spokój, kiedy to nasi politycy są u
władzy. To również jedna z hipotez – hipotez, nie ostatecznych wyjaśnień! – mogących
po części tłumaczyć większą niechęć opozycyjnego elektoratu (w wywiadach mówili
o tym Paulina
Górska i Michał
Bilewicz). Mimo to widać pewien potencjał porozumienia, a obliczenia Flisa
wykazują, że istnieje on też po stronie zwolenniczek i zwolenników opozycji.
Jak ten potencjał urzeczywistnić? Wróćmy do rozmowy z Górską:
Wyniki tysięcy badań wskazują, że kontakt z reprezentantami grup obcych obniża uprzedzenia wobec tych grup.
Wchodząc stosunkowo rzadko w interakcje z wyborcami PiS, zwolennicy opozycji mają mniej okazji, by zrewidować swoje przekonania na temat postaw sympatyków partii rządzącej. Z kolei wyborcy PiS, którzy częściej rozmawiają ze zwolennikami opozycji, mają więcej możliwości, by przekonać się, że osoby o odmiennych preferencjach politycznych niekoniecznie są do nich wrogo nastawione. I faktycznie, to różnice w kontakcie międzygrupowym okazały się częściowo wyjaśniać, dlaczego zwolennicy opozycji wyrażali silniejsze przekonanie, że ich grupa jest nielubiana i dehumanizowana oraz byli bardziej wrogo nastawieni wobec przeciwników.
Płynie stąd wniosek banalny, ale wart powtarzania: dobrze jest utrzymywać
kontakty z kimś, kto głosuje zupełnie inaczej niż my. W końcu można być nawet
bardzo gorliwym przeciwnikiem jakiejś ekipy politycznej i jej działań, a zarazem
nie potępiać w czambuł każdego, kto ją popiera. Zwłaszcza że pod określeniami „wyborcy
X” lub „elektorat Y” kryje się wiele zróżnicowanych grup, a wśród nich –
ludzie, którzy często mają sporo zastrzeżeń i wątpliwości również wobec własnego
obozu politycznego.
Demonstrujmy, komentujmy, głosujmy zgodnie z przekonaniami, krytykujmy –
czasem ostro – polityków działających wbrew naszym wartościom, podejmujących
złe decyzje. Ale nie zakładajmy, że osoba głosująca na kogoś innego jest demonem
z piekła rodem. Może wtedy i ona nie będzie tak myśleć o nas.
Wpis ukazuje się również na moim blogu w serwisie Salon24.
Wpis ukazuje się również na moim blogu w serwisie Salon24.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz