piątek, 1 lutego 2019

Dehumanizacja? Nie tak silna, jak się zdawało


Wielką korzyścią z raportu Centrum Badań nad Uprzedzeniami, który stal się tak głośny tydzień temu, jest to, że wywołał dyskusję o metodach nauk społecznych. Wtedy włączyłem się do niej ukosem, mówiąc o wielkości i doborze próby, ale głównie w klasycznych sondażach wyborczych. Teraz, gdy opadł kurz, wracam do kilku spraw związanych z wynikami oraz metodą badań.

I co? I okazuje się, że warto spuścić powietrze z tego balonu. To cenne badanie, ale ani linie podziałów nie są tak proste, ani nienawiść tak silna, jak sugerowało wiele medialnych komentarzy.


I. LIBERAŁOWIE GARDZĄ MOCNIEJ?

Socjolog Jarosław Flis uzyskał od autorki badania – Pauliny Górskiej – dostęp do surowych danych i opowiedział o nich w „Tygodniku Powszechnym”. Oto dwa fragmenty wywiadu (polecam całość):

Okazało się, że skłonność do odczłowieczania w zasadzie nie zależy od poglądów obyczajowych. Za to bardzo wyraźnie zależy od ekonomicznych: wśród zatwardziałych ekonomicznych liberałów dehumanizuje aż ponad 70 proc., a wśród zwolenników państwa opiekuńczego czy solidaryzmu robi to mniej niż 40 proc. 
[…] W Polsce widać takie myślenie wśród tych, którzy – mówiąc najprościej – uważają, że są lepsi. Żyją lepiej, zarabiają, więc widocznie na to zasługują. A więc jeśli ktoś ma gorzej, to widocznie też zasłużył.

Do tego wyniku warto jednak podejść tak samo ostrożnie, jak do każdego innego. Po pierwsze więc, jest to rezultat opisujący grupę, a nie jednostki. Nawet jeżeli większość osób o liberalnych poglądach gospodarczych przejawia jakąś tendencję do odczłowieczania (silniejszą lub słabszą), to pewnej części bynajmniej to nie dotyczy. Po drugie, takie wyniki stają się pewniejsze, gdy towarzyszą im rezultaty powtórzonych lub podobnych badań. Jeden sondaż, nawet poprawnie wykonany, to jeszcze nie wszystko…

…chociaż nadal trzeba tę interpretację traktować serio. Flis zauważa też, że w pewnym stopniu osłabia ona tezę o polaryzacji społeczeństwa na sympatyków PiS i zwolenników opozycji: „Owszem, podziały polityczne mają tu znaczenie, ale skłonność do odczłowieczania w znacznie większym stopniu różnicują podziały ideowe w obrębie każdej z grup”.


II. CZY TAKIE PYTANIE O DEHUMANIZACJĘ MA SENS?

Skoro mówimy już o metodzie, warto się przyjrzeć narzędziu do mierzenia dehumanizacji. Respondent(k)om zadano pytanie o następującej treści: „Czasem ludzie wydają się innym bardziej bądź mniej ludzcy. W oczach innych ludzi niektórzy wydają się być bardzo rozwinięci, inni zaś zdają się znajdować na wcześniejszych stadiach ewolucji. Posługując się obrazkiem zamieszczonym poniżej, proszę określić, na jakim stadium ewolucji umieścił(a)by Pan/i zwolenników partii opozycyjnych / zwolenników partii rządzącej?”. A obrazek wyglądał tak:



Na pierwszy rzut oka metoda może wydawać się dziwna, ale jest chętnie stosowana przez naukowców. Artykuł z 2015 roku, w którym ją zaproponowano, został opublikowany w jednym z najważniejszych światowych czasopism psychologicznych i cytowany był już 118 razy, co oznacza, że wielu specjalistów i ekspertek uznało ten sposób pomiaru za wartościowy. Nie rozstrzyga to wszystkich wątpliwości, ale zdecydowanie pokazuje, że ta metoda nie wzięła się znikąd.

Jednocześnie pamiętajmy, że każda odpowiedź sondażowa jest do pewnego stopnia wytworem sytuacji. Oto przychodzi do nas ktoś obcy i pyta o sprawy, których być może wcale jeszcze do końca nie przemyśleliśmy, a tu trzeba się szybko zadeklarować, i to jak najdokładniej. Czy w innym miejscu i czasie postąpilibyśmy tak samo, jak akurat w tym badaniu? Na ile istotny jest rozziew między tym, co tkwi w naszej głowie, a tym, jak sformułowano pytania i dostępne odpowiedzi?

W tym przypadku warto wziąć pod uwagę prawdopodobieństwo, że część osób deklaruje odczłowieczanie silniejsze od takiego, do którego faktycznie byłyby skłonne w życiu. Dlaczego? Dlatego że sama formuła pytania daje pewien potencjał dehumanizacji, w jakimś sensie może do niej zachęcać. Odpowiedzi mogą więc tworzyć obraz nieco czarniejszy od rzeczywistego (również w wypadku liberałów gospodarczych z punktu I). Nie wiemy, czy tak jest na pewno, ale ta możliwość to jeden z argumentów na rzecz stwierdzenia, że wcześniejsze stanowcze interpretacje szły zbyt daleko.

[Jeżeli ktoś jest nerdem statystycznym, to dłuższe dyskusje na temat tego pytania znajdzie tutaj i tutaj (od komentarza ze słowami „Ten raport powinien być szeroko dyskutowany”)].


III. A JAK TO BYŁO Z TEMPERATURĄ EMOCJONALNĄ?

Oprócz pytania o dehumanizację zadawano także inne. Tutaj przyjrzyjmy się temu, przy którym na skali od -50°C do +50°C wyborcy PiS zaznaczali swoje uczucia względem elektoratu opozycji – i odwrotnie. Termometr wyglądał następująco:




I tutaj znowu różnicę łatwo przecenić. Owszem, średnia dla zwolenników opozycji (-14,93) była bardziej negatywna niż dla zwolenników PiS (-6,29). Mylący byłby tu jednak wniosek, jakoby wyborcy partii opozycyjnych nie lubili przeciwnego elektoratu z ponad dwa razy większą siłą. Matematyka i statystyka każą nam rozpatrywać otrzymany wynik z uwzględnieniem tzw. odchylenia standardowego. Wynosiło ono odpowiednio 24,19 i 25,10, czyli było zdecydowanie wyższe od średniej.

Co to znaczy, tak po ludzku i w zaokrągleniu? Aby to stwierdzić, wokół każdej średniej zakreślmy koło o promieniu jednego odchylenia. Wtedy zobaczymy, że jeśli przeciętny zwolennik (lub zwolenniczka) opozycji deklaruje metaforyczną niechęć -15 stopni Celsjusza, to w społeczeństwie otacza go spora gromadka osób, które mieszczą się w przedziale od -40 do +10 stopni. Radykałów spoza tego zakresu jest znacznie mniej. Natomiast wokół przeciętnej osoby popierającej PiS rozpościera się duża grupa ludzi, których uczucia względem wrażego elektoratu mieszczą się w ramach od -30 do +20 stopni.

Wygląda na to, że obie grupy w znacznej mierze na siebie nachodzą. Trochę tak jak na wykresie, który dla pytania o dehumanizację sporządził Witold Rudnicki:


Podkreślam, że ten akurat wykres dotyczy pytania o dehumanizację, a nie termometru emocjonalnego. Zapewne jednak dla uczuć negatywnych i pozytywnych otrzymalibyśmy podobne wyniki: istnieje pewna różnica, ale o wiele mniej znacząca, niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Czyli ponownie – oba elektoraty nie są od siebie aż tak odległe!

[EDYCJA. Ważna uwaga: powyższy histogram jest przykładowym wyliczeniem opartym na danych podobnych do wyników badania, ale nie identycznych. Powinienem był od początku zaznaczyć, że można to traktować jedynie jako przybliżenie tego, jak wyglądałby rzeczywisty wykres].


IV. SPOKOJU!

Jarosław Flis przytacza „upublicznione przez Piotra Zarembę w «Plusie Minusie» wyniki nieujawnianych przez PiS badań opinii, w świetle których aż 70 proc. wyborców tej partii pragnie «stabilizacji państwa i spokoju w debacie publicznej»”. O tych samych badaniach, zamówionych przez partię po wyborach samorządowych, pisze Andrzej Stankiewicz: „elektorat PiS wcale nie chce wojny z UE, ważna jest dla niego praworządność, jest też dużo bardziej liberalny w poglądach na wiarę i sprawy obyczajowe, niż sądzili liderzy”.

Owszem, pewnie łatwiej zachować spokój, kiedy to nasi politycy są u władzy. To również jedna z hipotez – hipotez, nie ostatecznych wyjaśnień! – mogących po części tłumaczyć większą niechęć opozycyjnego elektoratu (w wywiadach mówili o tym Paulina Górska i Michał Bilewicz). Mimo to widać pewien potencjał porozumienia, a obliczenia Flisa wykazują, że istnieje on też po stronie zwolenniczek i zwolenników opozycji.

Jak ten potencjał urzeczywistnić? Wróćmy do rozmowy z Górską:

Wyniki tysięcy badań wskazują, że kontakt z reprezentantami grup obcych obniża uprzedzenia wobec tych grup. 
Wchodząc stosunkowo rzadko w interakcje z wyborcami PiS, zwolennicy opozycji mają mniej okazji, by zrewidować swoje przekonania na temat postaw sympatyków partii rządzącej. Z kolei wyborcy PiS, którzy częściej rozmawiają ze zwolennikami opozycji, mają więcej możliwości, by przekonać się, że osoby o odmiennych preferencjach politycznych niekoniecznie są do nich wrogo nastawione. I faktycznie, to różnice w kontakcie międzygrupowym okazały się częściowo wyjaśniać, dlaczego zwolennicy opozycji wyrażali silniejsze przekonanie, że ich grupa jest nielubiana i dehumanizowana oraz byli bardziej wrogo nastawieni wobec przeciwników.

Płynie stąd wniosek banalny, ale wart powtarzania: dobrze jest utrzymywać kontakty z kimś, kto głosuje zupełnie inaczej niż my. W końcu można być nawet bardzo gorliwym przeciwnikiem jakiejś ekipy politycznej i jej działań, a zarazem nie potępiać w czambuł każdego, kto ją popiera. Zwłaszcza że pod określeniami „wyborcy X” lub „elektorat Y” kryje się wiele zróżnicowanych grup, a wśród nich – ludzie, którzy często mają sporo zastrzeżeń i wątpliwości również wobec własnego obozu politycznego.

Demonstrujmy, komentujmy, głosujmy zgodnie z przekonaniami, krytykujmy – czasem ostro – polityków działających wbrew naszym wartościom, podejmujących złe decyzje. Ale nie zakładajmy, że osoba głosująca na kogoś innego jest demonem z piekła rodem. Może wtedy i ona nie będzie tak myśleć o nas.

Wpis ukazuje się również na moim blogu w serwisie Salon24.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz