Dług. Pierwsze pięć tysięcy lat to jedna
z najciekawszych książek, jakie przeczytałem w tym roku. Jedna z tych, które tkwią
w głowie jeszcze kilka tygodni po lekturze.
Kanadyjski autor książek przyrodniczych Ernest Thompson Seton
na swoje dwudzieste pierwsze urodziny otrzymał od ojca osobliwy rachunek. Obejmował
on wszystkie wydatki na wychowanie i wykształcenie syna, z uwzględnieniem
opłaty za usługi lekarza, który odbierał poród Setona juniora. Jeszcze bardziej
osobliwe było to, że Ernest miał ten rachunek zapłacić. Kiedyś myślałam, że pan
Seton był durniem, ale teraz się nad tym zastanawiam.
— Margaret Atwood, Dług. Rozrachunek z
ciemną stroną bogactwa
Większość z nas nie miałaby specjalnych wątpliwości. Takie
zachowanie wydaje się potworne, nieludzkie. Seton był najwyraźniej podobnego
zdania. Zapłacił rachunek, ale nie odezwał się do ojca już nigdy więcej. W
pewnym sensie wręczenie takiego dokumentu jest skandaliczne właśnie z tego
powodu. Wyrównanie rachunków oznacza, że obie strony mają prawo się rozejść.
Przedstawiając swoje wyliczenia, ojciec dał do zrozumienia, że już wkrótce nie
będzie miał ze swoim synem nic wspólnego.
— David Graeber, Dług.
Pierwsze pięć tysięcy lat
Margaret Atwood nie ma racji – twierdzi David
Graeber, brytyjski antropolog i aktywista anarchistyczny, uznawany
niekiedy za twórcę hasła We are the
99%. Według Graebera kanadyjska pisarka (przynajmniej w tej jednej książce)
sprowadza wszystkie stosunki międzyludzkie do wymiany lub wymuszonego
zawłaszczenia. A tymczasem wymiana jest tylko jednym z typów zobowiązań. Interpretując
w jej kategoriach wszelkie możliwe relacje – nawet tak nierówne jak relacja
rodziców z dziećmi! – upraszczamy świat tak bardzo, że wiele rzeczy w ogóle przestajemy
widzieć.
Skąd to uproszczenie? Między innymi stąd, że nasz współczesny
zdrowy rozsądek ukształtowały założenia głównego nurtu ekonomii (zapewne najbardziej
wpływowej nauki społecznej). Graeber polemizuje z nimi w kilku miejscach, na
przykład odrzucając ideę, jakoby pieniądz narodził się z barteru, czyli bezpośredniej
wymiany towarów. O tej krytyce mitów założycielskich ekonomii pisali Hubert
Walczyński w „Kontakcie” i Aleksander
Piński w „Obserwatorze Finansowym”. Z kolei tekst Angeliny
Kussy w „Nowym Obywatelu” mówi o aktywistycznym obliczu książki, a recenzję
Piotra
Kowzana w „Praktyce Teoretycznej” polecam, jeżeli macie ochotę na trochę dłuższe,
systematyczne omówienie, zawierające też nieco informacji o historii długu w
społeczeństwach Europy, Bliskiego Wschodu, Indii czy Chin (to właśnie tytułowe „pierwsze
pięć tysięcy lat”).
Tutaj opowiem o czymś innym: o konsekwencjach, jakie lektura
Długu może nieść dla naszego życia
codziennego. Aby jednak o tym napisać, wpierw trzeba wyjaśnić, czemu właściwie autor
Utopii
regulaminów i Fenomenu
gówno wartych prac nie zgadza się z autorką Opowieści podręcznej. A to wymaga pokazania, dlaczego nie każdy typ relacji między ludźmi jest wymianą.
„Istnieją trzy główne zasady moralne, na których mogą
się opierać stosunki gospodarcze” – pisze Graeber. „Każda z nich pojawia się we
wszystkich ludzkich społeczeństwach. Nazywam je komunizmem, hierarchią i
wymianą”.
Komunizm tworzą relacje oparte na zasadzie „od
każdego według możliwości, każdemu według potrzeb”. Nie chodzi tutaj o utopie, podział
środków produkcji, a już zwłaszcza o państwa totalitarne. Komunistyczne (chciałoby
się też rzec: wspólnotowe) są choćby przyjaźnie, w których dobro drugiej osoby
traktujemy jako samodzielną wartość i nie rozliczamy się nawzajem z przysług.
Ale przestrzeń takich relacji jest znacznie szersza. „Gdy ktoś naprawiający pękniętą
rurę kanalizacyjną mówi: «Podaj mi klucz francuski», jego współpracownik nie
odpowiada zazwyczaj: «A co będę z tego mieć?» – nawet jeśli pracują dla ExxonMobil,
Burger Kinga czy Goldman Sachs”. Podobnie jest z drobnymi uprzejmościami, jak
przytrzymanie windy lub wyjaśnienie, którędy najłatwiej dojść na dworzec. Graeberowski
komunizm staje się też cechą grup dotkniętych katastrofami, kiedy to obcy ludzie
udzielają sobie nawzajem pomocy.
W takich przypadkach wszystkie osoby są współzależne i wszystkim zależy
na utrzymaniu tego stanu. Inaczej jest z wymianą, której towarzyszy „przekonanie,
że obie strony prowadzą rachunki i że […] całą relację można unieważnić, a
każda ze stron może w dowolnym momencie ogłosić jej zakończenie”. Jeżeli mam
konto w banku, to nie po to, by utrzymywać relacje z kimś, kogo ten zatrudnia.
Kiedy przeniosę rachunek gdzie indziej, skończą się wszystkie moje kontakty z dotychczasowym
personelem (o ile w ogóle jakieś istniały) i raczej nikt nie będzie z tego
powodu odczuwał przykrości. No harm done.
Fundamentem wymiany jest równość stron – przynajmniej w ramach
danej relacji. Takiej równości nie ma pomiędzy matką a dzieckiem i dlatego w tym
wypadku trudno sobie wyobrazić wzajemne wyświadczenie przysług. Zamiast tego należy
mówić o hierarchii, w której przebieg interakcji wyznaczany jest przez różnicę
statusu, zgodnie z rolami społecznymi zakorzenionymi w pewnej tradycji. Tutaj płatności
lub podarunki będą albo biegunowo odmienne pod względem wartości, albo zupełnie
nieporównywalne. „Średniowieczni myśliciele ukazywali społeczeństwo jako
hierarchię, w której kapłani za wszystkich się modlą, arystokraci walczą, a
chłopi wszystkich żywią. Próby określenia liczby modlitw albo charakteru
zbrojnego wsparcia stanowiących ekwiwalent tony pszenicy nikomu nie przyszłyby
do głowy. Nikt tego nigdy nie liczył”.
Nie wszystko więc jest wymianą. Albo inaczej mówiąc: pojęcie wymiany
nie wystarcza, żeby oddać złożoność ludzkich relacji. Dlatego Margaret Atwood
się myliła.
Teraz możemy też zająć się tytułowym pojęciem książki, czyli długiem. Otóż wymiana nie musi zachodzić w jednej chwili – dość przytoczyć
przykład znajomości, w których raz pierwsza osoba płaci za piwo, a raz druga. Najprostsza
definicja długu to właśnie „niedokończona wymiana”. Ale to nie wszystko, ponieważ
dług ma także groźny potencjał kształtowania całych relacji międzyludzkich – i
nieledwie całych społeczeństw – na swoje podobieństwo. Książka Graebera jest w
dużym stopniu analizą procesów historycznych, które ten potencjał uwolniły i sprawiły,
że trwa do dziś.
Częstym zjawiskiem w dziejach długu jest precyzyjne wyliczanie
jego wartości w postaci abstrakcyjnej sumy pieniędzy. Abstrakcyjnej, to znaczy pomijającej
całą sieć powiązań społecznych, w których dana osoba jest zakorzeniona. W
skrajnej formie prowadzi to do handlu niewolnikami: jeżeli kogoś nie stać na
spłatę zobowiązań, to może zostać wyrwany ze swej zbiorowości i symbolicznie przetworzony
na określoną sumę, po czym już nic nie przeszkadza go sprzedawać i kupować. Trudno
się dziwić, że dla Graebera pieniądz ma zdolność „przekształcania [...]
moralności w bezosobową arytmetykę i [...] moc legitymizowania spraw, które w
przeciwnym razie wydawałyby się naganne lub skandaliczne”.
Oczywiście nie wszystkie długi trwale ograniczają ludzką
wolność. Jednak zarówno w matematycznym, jak i mniej ścisłym kształcie zobowiązania
takie potrafią rozprzestrzeniać się na bardzo wiele sfer naszego życia. Należy
do nich między innymi religia. „Dlaczego na przykład mówimy o Chrystusie jako «odkupicielu»?
To doprawdy uderzające, że sama istota przekazu chrześcijaństwa, zbawienie lub
ofiarowanie przez Boga własnego syna, aby ocalić ludzkość od wiecznego
potępienia, została przedstawiona w języku transakcji finansowej”.
Albo też spójrzmy na powszechne mówienie „dziękuję” i
„proszę”, które „traktujemy zarazem jako nieistotną formalność i moralny
fundament społeczeństwa”. Używając takich wyrazów, wprowadzamy do interakcji element
niespłaconego zobowiązania, sugerując, że ktoś zrobił dla innej osoby coś, czego
wcale zrobić nie musiał. Stąd też odpowiedź „nie ma za co”, stanowiąca
symboliczną rezygnację z wierzytelności. To nie przypadek, że ta konwencja
komunikacyjna jest „wynalazkiem względnie nowym”, który „zaczął się przyjmować
w trakcie rewolucji handlowej XVI i XVII wieku – wśród przedstawicieli tej
samej klasy średniej, które była jej główną siłą napędową. To język biur,
sklepów i urzędów, który w ciągu minionych pięciuset lat upowszechnił się razem
z nimi na całym świecie. To także ledwie symbol znacznie szerszej filozofii,
zbioru założeń na temat natury ludzkiej i tego, co nam się od siebie nawzajem
należy, które uwewnętrzniliśmy do tego stopnia, że nie potrafimy ich już w
ogóle dostrzec”.
Cóż zatem zrobić? Porzucić słowa „proszę” i „dziękuję”?
Dotarliśmy do miejsca, w którym można pomyśleć o
przełożeniu Długu na życie codzienne.
Zacznę od tego, że nie widzę przyszłości w jednoosobowym zrywaniu z językiem dłużnych
zobowiązań. Właśnie na tym polega siła tego języka, iż pewnych rzeczy bez niego
nie da się dziś wypowiedzieć. Bo czym zastąpić wyraz „dziękuję”?
Można jednak zrobić coś innego. Z dobrego źródła znam
historię o mieszkaniu, którego lokatorzy po przeczytaniu Długu przestali się rozliczać z zakupów. Po paru miesiącach nie mają
poczucia niesprawiedliwości, za to w ich życiu pojawił się dodatkowy kawałek przestrzeni,
którą nie rządzi anonimowa logika ścisłej wymiany. Czy jest to rozwiązanie dla wszystkich?
Nie, ale to jedna z rzeczy, które można rozważyć.
Innym rozwiązaniem jest pozostawanie przy długu, lecz odchodzenie od jego matematycznych
form. Tutaj znów odpowiedni będzie przykład kupowania piwa na zmianę –
nie ma znaczenia, kto akurat zapłacił siedem złotych, a kto przy innej okazji dał
osiem. Wymiana nie musi wszak dotyczyć dóbr o dokładnie tej samej wartości;
może być przybliżona, jak w tzw. ekonomii daru.
Kłopot z takimi pomysłami polega na tym, że są one silnie
zależne od osoby i kontekstu. Czasami rezygnacja z precyzyjnych wyliczeń będzie
maskować ekonomiczne nierówności. Przypomina mi się tu anegdota prof. Dariusza Kołodziejczyka,
historyka, który mniej więcej tak opowiadał o zagranicznych wyjazdach
naukowych: „Brało się duży plecak, kilogramy konserw, i jechało się do kraju z
cenami parokrotnie wyższymi niż w Polsce. Potem szło się na kolację z
miejscowymi naukowcami, wybierało najtańszą sałatkę i mówiło: «Nie,
dziękuję, już wcześniej jadłem». A na koniec zawsze jakiś idiota
proponował, żeby podzielić się rachunkiem po równo, przez co człowiek wychodził
i głodny, i spłukany”.
Nie jestem więc pewien, czy warto tutaj układać jakiś
katalog możliwości. Poprzestanę na informacji, że o takich właśnie sprawach
zacząłem sam myśleć po lekturze Długu. I chyba dobrze świadczy to o tej książce.
* * *
Dług. Pierwsze
pięć tysięcy lat to bardzo bogata praca. Przytaczałem wcześniej recenzje,
które pokazują kilka sposobów jej lektury. Tutaj wybrałem refleksję w mikroskali,
ale równie dobrze można czytać Graebera w skali makro i myśleć o tym, jak
powinno się zmienić społeczeństwo, byśmy zdołali uniknąć negatywnych efektów
logiki długu i matematyzacji. Pewnie nawet byłaby to interpretacja bliższa samemu
tekstowi, który o takich zmianach mówi wprost w ostatniej części.
Do wątków nieporuszonych w recenzjach dołożę i to
spostrzeżenie, że z Długu można
wyczytać cały szereg niebanalnych obserwacji na temat wielkich światowych religii.
Weźmy przypowieść o złym słudze z 18 rozdziału Ewangelii według św. Mateusza. Symbolizujący
Boga król darowuje w niej dłużnikowi dziesięć tysięcy talentów, ale potem
wybucha gniewem, gdy ów nie chce zlitować się nad kimś, kto jest mu winien
raptem sto denarów. Interpretując ten fragment, Graeber odnotowuje, że
pierwotna kwota długu jest nonsensownie wysoka; „to tak, jakby powiedzieć
współcześnie, że [ktoś] jest komuś winien «sto miliardów dolarów»”.
Ewangelia przemawia więc językiem długu, ale również po to, aby pokazać jego
absurdalność. Wszelako prawdziwa pointa przychodzi potem:
Mnie […] najbardziej zdumiewa milczące założenie, że
przebaczenie na tym świecie jest koniec końców niemożliwe. Chrześcijanie
przyznają to w istocie za każdym razem, kiedy odmawiają Modlitwę Pańską,
prosząc Boga słowami: „odpuść nam nasze długi, jako i my odpuszczamy naszym
dłużnikom”. Modlitwa niemal dokładnie powtarza historię z przypowieści, a jej
implikacje są prawie tak samo poważne. W końcu większość chrześcijan
odmawiających modlitwę zdaje sobie sprawę, że zwykle nie odpuszcza swoim dłużnikom.
Dlaczego w takim razie Bóg miałby wybaczyć im ich grzechy?
A może nie, może pointa tkwi jeszcze gdzie indziej:
Przez przeważającą część historii większość ludzi kojarzyła
[…] pieniądz właśnie z tego rodzaju scenariuszem: straszliwą wizją własnych
synów i córek uwięzionych w domach obcych i odpychających ludzi, wynoszących
ich nieczystości i świadczących im okazjonalnie usługi seksualne, stających się
ofiarami przemocy i wszelkich możliwych nadużyć, co mogło trwać przez lata, a
nawet bez końca, podczas gdy ich rodzice czekali z pochyloną bezsilnie głową,
unikając spojrzeń sąsiadów, którzy wiedzieli dokładnie, co działo się z tymi,
którym mieli zapewnić bezpieczeństwo. […] Właśnie z tego powodu w
nowotestamentowej przypowieści poddaństwo za długi traktowane jest jako
odpowiednik „wydania katom”, którzy będą nas torturować do końca życia. To zaś jedynie
punkt widzenia ojca. Trudno sobie wyobrazić, jak musiała czuć się córka. Na
przestrzeni wieków – zarówno w przeszłości, jak i współcześnie – miliony córek
musiały jednak przekonać się o tym osobiście.
Sposobów czytania Długu
znajdziemy więc wiele. Materiału nie brakuje, być może nawet jest go zbyt wiele
– przed lekturą dobrze mieć świadomość, że większość książki zajmuje dosyć
szczegółowa analiza historii dawnych społeczeństw (zgodnie z tytułem). Uogólnienia,
systematyzacje, fragmenty eseistyczne, interpretacje tekstów literackich i
religijnych pojawiają się w wielu miejscach, ale nie przeważają. Mnie odrobinę to utrudniało czytanie, część z Was zapewne będzie miała podobne odczucia.
Mimo to zdecydowanie zachęcam. To zbyt interesująca książka, by ją pominąć.
Mimo to zdecydowanie zachęcam. To zbyt interesująca książka, by ją pominąć.
"Do wątków nieporuszonych w recenzjach dołożę i to spostrzeżenie, że z Długu można wyczytać cały szereg niebanalnych obserwacji na temat wielkich światowych religii. "
OdpowiedzUsuńA tu polecam "Ekonomia dobra i zła" Tomáš Sedláček - autor ciekawie postrzega wątki ekonomiczne w Starym Testamencie, Eposie o Gilgameszu itd.
Np, że u Sumerów zło kryło się za murami miasta, w dżungli a u Żydów to miasto jest symbolem zepsucia.
Zadłużenie to bardzo skomplikowana sprawa, która wymaga rozwiązania na drodze prawnej. Jakiś czas temu nawiązałam współpracę z kancelarią adwokacką, która pomogła mi w procesie windykacji. Otrzymałam pomoc w zakresie m.in. prowadzenia negocjacji z dłużnikiem oraz w przygotowaniu planu spłaty.
OdpowiedzUsuńWszystkim osobom zainteresowanym tematem chciałbym polecić stronę https://konsument-wygrywa.pl/oddluzanie/ , na której znajdziecie profesjonalną kancelarię zajmującą się oddłużaniem. W razie jakich kolwiek pytan, wszelkie informacje znajdziecie na stronie.
OdpowiedzUsuń