niedziela, 19 sierpnia 2018

Wszyscy jesteśmy dłużnikami. „Dług” Davida Graebera


Dług. Pierwsze pięć tysięcy lat to jedna z najciekawszych książek, jakie przeczytałem w tym roku. Jedna z tych, które tkwią w głowie jeszcze kilka tygodni po lekturze.


Kanadyjski autor książek przyrodniczych Ernest Thompson Seton na swoje dwudzieste pierwsze urodziny otrzymał od ojca osobliwy rachunek. Obejmował on wszystkie wydatki na wychowanie i wykształcenie syna, z uwzględnieniem opłaty za usługi lekarza, który odbierał poród Setona juniora. Jeszcze bardziej osobliwe było to, że Ernest miał ten rachunek zapłacić. Kiedyś myślałam, że pan Seton był durniem, ale teraz się nad tym zastanawiam.

Większość z nas nie miałaby specjalnych wątpliwości. Takie zachowanie wydaje się potworne, nieludzkie. Seton był najwyraźniej podobnego zdania. Zapłacił rachunek, ale nie odezwał się do ojca już nigdy więcej. W pewnym sensie wręczenie takiego dokumentu jest skandaliczne właśnie z tego powodu. Wyrównanie rachunków oznacza, że obie strony mają prawo się rozejść. Przedstawiając swoje wyliczenia, ojciec dał do zrozumienia, że już wkrótce nie będzie miał ze swoim synem nic wspólnego.


Margaret Atwood nie ma racji – twierdzi David Graeber, brytyjski antropolog i aktywista anarchistyczny, uznawany niekiedy za twórcę hasła We are the 99%. Według Graebera kanadyjska pisarka (przynajmniej w tej jednej książce) sprowadza wszystkie stosunki międzyludzkie do wymiany lub wymuszonego zawłaszczenia. A tymczasem wymiana jest tylko jednym z typów zobowiązań. Interpretując w jej kategoriach wszelkie możliwe relacje – nawet tak nierówne jak relacja rodziców z dziećmi! – upraszczamy świat tak bardzo, że wiele rzeczy w ogóle przestajemy widzieć.

Skąd to uproszczenie? Między innymi stąd, że nasz współczesny zdrowy rozsądek ukształtowały założenia głównego nurtu ekonomii (zapewne najbardziej wpływowej nauki społecznej). Graeber polemizuje z nimi w kilku miejscach, na przykład odrzucając ideę, jakoby pieniądz narodził się z barteru, czyli bezpośredniej wymiany towarów. O tej krytyce mitów założycielskich ekonomii pisali Hubert Walczyński w „Kontakcie” i Aleksander Piński w „Obserwatorze Finansowym”. Z kolei tekst Angeliny Kussy w „Nowym Obywatelu” mówi o aktywistycznym obliczu książki, a recenzję Piotra Kowzana w „Praktyce Teoretycznej” polecam, jeżeli macie ochotę na trochę dłuższe, systematyczne omówienie, zawierające też nieco informacji o historii długu w społeczeństwach Europy, Bliskiego Wschodu, Indii czy Chin (to właśnie tytułowe „pierwsze pięć tysięcy lat”).

Tutaj opowiem o czymś innym: o konsekwencjach, jakie lektura Długu może nieść dla naszego życia codziennego. Aby jednak o tym napisać, wpierw trzeba wyjaśnić, czemu właściwie autor Utopii regulaminów i Fenomenu gówno wartych prac nie zgadza się z autorką Opowieści podręcznej. A to wymaga pokazania, dlaczego nie każdy typ relacji między ludźmi jest wymianą.



„Istnieją trzy główne zasady moralne, na których mogą się opierać stosunki gospodarcze” – pisze Graeber. „Każda z nich pojawia się we wszystkich ludzkich społeczeństwach. Nazywam je komunizmem, hierarchią i wymianą”.

Komunizm tworzą relacje oparte na zasadzie „od każdego według możliwości, każdemu według potrzeb”. Nie chodzi tutaj o utopie, podział środków produkcji, a już zwłaszcza o państwa totalitarne. Komunistyczne (chciałoby się też rzec: wspólnotowe) są choćby przyjaźnie, w których dobro drugiej osoby traktujemy jako samodzielną wartość i nie rozliczamy się nawzajem z przysług. Ale przestrzeń takich relacji jest znacznie szersza. „Gdy ktoś naprawiający pękniętą rurę kanalizacyjną mówi: «Podaj mi klucz francuski», jego współpracownik nie odpowiada zazwyczaj: «A co będę z tego mieć?» – nawet jeśli pracują dla ExxonMobil, Burger Kinga czy Goldman Sachs”. Podobnie jest z drobnymi uprzejmościami, jak przytrzymanie windy lub wyjaśnienie, którędy najłatwiej dojść na dworzec. Graeberowski komunizm staje się też cechą grup dotkniętych katastrofami, kiedy to obcy ludzie udzielają sobie nawzajem pomocy.

W takich przypadkach wszystkie osoby są współzależne i wszystkim zależy na utrzymaniu tego stanu. Inaczej jest z wymianą, której towarzyszy „przekonanie, że obie strony prowadzą rachunki i że […] całą relację można unieważnić, a każda ze stron może w dowolnym momencie ogłosić jej zakończenie”. Jeżeli mam konto w banku, to nie po to, by utrzymywać relacje z kimś, kogo ten zatrudnia. Kiedy przeniosę rachunek gdzie indziej, skończą się wszystkie moje kontakty z dotychczasowym personelem (o ile w ogóle jakieś istniały) i raczej nikt nie będzie z tego powodu odczuwał przykrości. No harm done.

Fundamentem wymiany jest równość stron – przynajmniej w ramach danej relacji. Takiej równości nie ma pomiędzy matką a dzieckiem i dlatego w tym wypadku trudno sobie wyobrazić wzajemne wyświadczenie przysług. Zamiast tego należy mówić o hierarchii, w której przebieg interakcji wyznaczany jest przez różnicę statusu, zgodnie z rolami społecznymi zakorzenionymi w pewnej tradycji. Tutaj płatności lub podarunki będą albo biegunowo odmienne pod względem wartości, albo zupełnie nieporównywalne. „Średniowieczni myśliciele ukazywali społeczeństwo jako hierarchię, w której kapłani za wszystkich się modlą, arystokraci walczą, a chłopi wszystkich żywią. Próby określenia liczby modlitw albo charakteru zbrojnego wsparcia stanowiących ekwiwalent tony pszenicy nikomu nie przyszłyby do głowy. Nikt tego nigdy nie liczył”.

Nie wszystko więc jest wymianą. Albo inaczej mówiąc: pojęcie wymiany nie wystarcza, żeby oddać złożoność ludzkich relacji. Dlatego Margaret Atwood się myliła.



Teraz możemy też zająć się tytułowym pojęciem książki, czyli długiem. Otóż wymiana nie musi zachodzić w jednej chwili – dość przytoczyć przykład znajomości, w których raz pierwsza osoba płaci za piwo, a raz druga. Najprostsza definicja długu to właśnie „niedokończona wymiana”. Ale to nie wszystko, ponieważ dług ma także groźny potencjał kształtowania całych relacji międzyludzkich – i nieledwie całych społeczeństw – na swoje podobieństwo. Książka Graebera jest w dużym stopniu analizą procesów historycznych, które ten potencjał uwolniły i sprawiły, że trwa do dziś.

Częstym zjawiskiem w dziejach długu jest precyzyjne wyliczanie jego wartości w postaci abstrakcyjnej sumy pieniędzy. Abstrakcyjnej, to znaczy pomijającej całą sieć powiązań społecznych, w których dana osoba jest zakorzeniona. W skrajnej formie prowadzi to do handlu niewolnikami: jeżeli kogoś nie stać na spłatę zobowiązań, to może zostać wyrwany ze swej zbiorowości i symbolicznie przetworzony na określoną sumę, po czym już nic nie przeszkadza go sprzedawać i kupować. Trudno się dziwić, że dla Graebera pieniądz ma zdolność „przekształcania [...] moralności w bezosobową arytmetykę i [...] moc legitymizowania spraw, które w przeciwnym razie wydawałyby się naganne lub skandaliczne”.

Oczywiście nie wszystkie długi trwale ograniczają ludzką wolność. Jednak zarówno w matematycznym, jak i mniej ścisłym kształcie zobowiązania takie potrafią rozprzestrzeniać się na bardzo wiele sfer naszego życia. Należy do nich między innymi religia. „Dlaczego na przykład mówimy o Chrystusie jako «odkupicielu»? To doprawdy uderzające, że sama istota przekazu chrześcijaństwa, zbawienie lub ofiarowanie przez Boga własnego syna, aby ocalić ludzkość od wiecznego potępienia, została przedstawiona w języku transakcji finansowej”.

Albo też spójrzmy na powszechne mówienie „dziękuję” i „proszę”, które „traktujemy zarazem jako nieistotną formalność i moralny fundament społeczeństwa”. Używając takich wyrazów, wprowadzamy do interakcji element niespłaconego zobowiązania, sugerując, że ktoś zrobił dla innej osoby coś, czego wcale zrobić nie musiał. Stąd też odpowiedź „nie ma za co”, stanowiąca symboliczną rezygnację z wierzytelności. To nie przypadek, że ta konwencja komunikacyjna jest „wynalazkiem względnie nowym”, który „zaczął się przyjmować w trakcie rewolucji handlowej XVI i XVII wieku – wśród przedstawicieli tej samej klasy średniej, które była jej główną siłą napędową. To język biur, sklepów i urzędów, który w ciągu minionych pięciuset lat upowszechnił się razem z nimi na całym świecie. To także ledwie symbol znacznie szerszej filozofii, zbioru założeń na temat natury ludzkiej i tego, co nam się od siebie nawzajem należy, które uwewnętrzniliśmy do tego stopnia, że nie potrafimy ich już w ogóle dostrzec”.

Cóż zatem zrobić? Porzucić słowa „proszę” i „dziękuję”?


David Graeber w 2015 roku, zdjęcie z Wikimedia Commons,
aut. Guido van Nispen, lic. CC BY 2.0


Dotarliśmy do miejsca, w którym można pomyśleć o przełożeniu Długu na życie codzienne. Zacznę od tego, że nie widzę przyszłości w jednoosobowym zrywaniu z językiem dłużnych zobowiązań. Właśnie na tym polega siła tego języka, iż pewnych rzeczy bez niego nie da się dziś wypowiedzieć. Bo czym zastąpić wyraz „dziękuję”?

Można jednak zrobić coś innego. Z dobrego źródła znam historię o mieszkaniu, którego lokatorzy po przeczytaniu Długu przestali się rozliczać z zakupów. Po paru miesiącach nie mają poczucia niesprawiedliwości, za to w ich życiu pojawił się dodatkowy kawałek przestrzeni, którą nie rządzi anonimowa logika ścisłej wymiany. Czy jest to rozwiązanie dla wszystkich? Nie, ale to jedna z rzeczy, które można rozważyć.

Innym rozwiązaniem jest pozostawanie przy długu, lecz odchodzenie od jego matematycznych form. Tutaj znów odpowiedni będzie przykład kupowania piwa na zmianę – nie ma znaczenia, kto akurat zapłacił siedem złotych, a kto przy innej okazji dał osiem. Wymiana nie musi wszak dotyczyć dóbr o dokładnie tej samej wartości; może być przybliżona, jak w tzw. ekonomii daru.

Kłopot z takimi pomysłami polega na tym, że są one silnie zależne od osoby i kontekstu. Czasami rezygnacja z precyzyjnych wyliczeń będzie maskować ekonomiczne nierówności. Przypomina mi się tu anegdota prof. Dariusza Kołodziejczyka, historyka, który mniej więcej tak opowiadał o zagranicznych wyjazdach naukowych: „Brało się duży plecak, kilogramy konserw, i jechało się do kraju z cenami parokrotnie wyższymi niż w Polsce. Potem szło się na kolację z miejscowymi naukowcami, wybierało najtańszą sałatkę i mówiło: «Nie, dziękuję, już wcześniej jadłem». A na koniec zawsze jakiś idiota proponował, żeby podzielić się rachunkiem po równo, przez co człowiek wychodził i głodny, i spłukany”.

Nie jestem więc pewien, czy warto tutaj układać jakiś katalog możliwości. Poprzestanę na informacji, że o takich właśnie sprawach zacząłem sam myśleć po lekturze Długu. I chyba dobrze świadczy to o tej książce.

* * *

Dług. Pierwsze pięć tysięcy lat to bardzo bogata praca. Przytaczałem wcześniej recenzje, które pokazują kilka sposobów jej lektury. Tutaj wybrałem refleksję w mikroskali, ale równie dobrze można czytać Graebera w skali makro i myśleć o tym, jak powinno się zmienić społeczeństwo, byśmy zdołali uniknąć negatywnych efektów logiki długu i matematyzacji. Pewnie nawet byłaby to interpretacja bliższa samemu tekstowi, który o takich zmianach mówi wprost w ostatniej części.

Do wątków nieporuszonych w recenzjach dołożę i to spostrzeżenie, że z Długu można wyczytać cały szereg niebanalnych obserwacji na temat wielkich światowych religii. Weźmy przypowieść o złym słudze z 18 rozdziału Ewangelii według św. Mateusza. Symbolizujący Boga król darowuje w niej dłużnikowi dziesięć tysięcy talentów, ale potem wybucha gniewem, gdy ów nie chce zlitować się nad kimś, kto jest mu winien raptem sto denarów. Interpretując ten fragment, Graeber odnotowuje, że pierwotna kwota długu jest nonsensownie wysoka; „to tak, jakby powiedzieć współcześnie, że [ktoś] jest komuś winien «sto miliardów dolarów»”. Ewangelia przemawia więc językiem długu, ale również po to, aby pokazać jego absurdalność. Wszelako prawdziwa pointa przychodzi potem:

Mnie […] najbardziej zdumiewa milczące założenie, że przebaczenie na tym świecie jest koniec końców niemożliwe. Chrześcijanie przyznają to w istocie za każdym razem, kiedy odmawiają Modlitwę Pańską, prosząc Boga słowami: „odpuść nam nasze długi, jako i my odpuszczamy naszym dłużnikom”. Modlitwa niemal dokładnie powtarza historię z przypowieści, a jej implikacje są prawie tak samo poważne. W końcu większość chrześcijan odmawiających modlitwę zdaje sobie sprawę, że zwykle nie odpuszcza swoim dłużnikom. Dlaczego w takim razie Bóg miałby wybaczyć im ich grzechy?

A może nie, może pointa tkwi jeszcze gdzie indziej:

Przez przeważającą część historii większość ludzi kojarzyła […] pieniądz właśnie z tego rodzaju scenariuszem: straszliwą wizją własnych synów i córek uwięzionych w domach obcych i odpychających ludzi, wynoszących ich nieczystości i świadczących im okazjonalnie usługi seksualne, stających się ofiarami przemocy i wszelkich możliwych nadużyć, co mogło trwać przez lata, a nawet bez końca, podczas gdy ich rodzice czekali z pochyloną bezsilnie głową, unikając spojrzeń sąsiadów, którzy wiedzieli dokładnie, co działo się z tymi, którym mieli zapewnić bezpieczeństwo. […] Właśnie z tego powodu w nowotestamentowej przypowieści poddaństwo za długi traktowane jest jako odpowiednik „wydania katom”, którzy będą nas torturować do końca życia. To zaś jedynie punkt widzenia ojca. Trudno sobie wyobrazić, jak musiała czuć się córka. Na przestrzeni wieków – zarówno w przeszłości, jak i współcześnie – miliony córek musiały jednak przekonać się o tym osobiście.

Sposobów czytania Długu znajdziemy więc wiele. Materiału nie brakuje, być może nawet jest go zbyt wiele – przed lekturą dobrze mieć świadomość, że większość książki zajmuje dosyć szczegółowa analiza historii dawnych społeczeństw (zgodnie z tytułem). Uogólnienia, systematyzacje, fragmenty eseistyczne, interpretacje tekstów literackich i religijnych pojawiają się w wielu miejscach, ale nie przeważają. Mnie odrobinę to utrudniało czytanie, część z Was zapewne będzie miała podobne odczucia.

Mimo to zdecydowanie zachęcam. To zbyt interesująca książka, by ją pominąć.


Blogowi towarzyszy fanpage, do którego odwiedzania zapraszam. Ponadto moją aktywność internetową można wspierać złotówkami w portalu Patronite.

3 komentarze:

  1. "Do wątków nieporuszonych w recenzjach dołożę i to spostrzeżenie, że z Długu można wyczytać cały szereg niebanalnych obserwacji na temat wielkich światowych religii. "


    A tu polecam "Ekonomia dobra i zła" Tomáš Sedláček - autor ciekawie postrzega wątki ekonomiczne w Starym Testamencie, Eposie o Gilgameszu itd.

    Np, że u Sumerów zło kryło się za murami miasta, w dżungli a u Żydów to miasto jest symbolem zepsucia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zadłużenie to bardzo skomplikowana sprawa, która wymaga rozwiązania na drodze prawnej. Jakiś czas temu nawiązałam współpracę z kancelarią adwokacką, która pomogła mi w procesie windykacji. Otrzymałam pomoc w zakresie m.in. prowadzenia negocjacji z dłużnikiem oraz w przygotowaniu planu spłaty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkim osobom zainteresowanym tematem chciałbym polecić stronę https://konsument-wygrywa.pl/oddluzanie/ , na której znajdziecie profesjonalną kancelarię zajmującą się oddłużaniem. W razie jakich kolwiek pytan, wszelkie informacje znajdziecie na stronie.

    OdpowiedzUsuń