Prawicowa krytyka systemu grantów naukowych dotyczy m.in.
jego rzekomego nastawienia na tematy modne we współczesnej myśli lewicowej. Tymczasem
problem leży zupełnie gdzie indziej.
Niedawno
część
prawicowego internetu ostro reagowała na wystąpienie
dr. hab. Michała Bilewicza w muzeum Polin. Było ono związane z projektem
badawczym prelegenta dofinansowanym przez Narodowe Centrum Nauki: „Mowa
pogardy. Psychologiczne mechanizmy rozprzestrzeniania się agresji werbalnej wobec
grup mniejszościowych”.
Na
fali tej krytyki w serwisie wPolityce.pl ukazała się rozmowa
z dr hab. Mirosławem Szumiłą – adiunktem na UMCS w Lublinie i pracownikiem
Biura Badań Historycznych IPN, niegdyś pełniącym w Biurze obowiązki dyrektora. W
wywiadzie padło wiele nieuargumentowanych tez na temat domniemanego profilu ideowego
badań wspieranych przez NCN. Aby zweryfikować niektóre z tych stwierdzeń, sięgnąłem
na początek do rozstrzygniętej
ostatnio edycji konkursów Preludium i Opus i przejrzałem wyniki w dwu panelach
dziedzinowych, które wydają się najbliższe problematyce historycznej: HS 2
(„Kultura i twórczość kulturowa”) oraz HS 3 („Wiedza o przeszłości”) [1]. Niżej
wyjaśniam, w jaki sposób Mirosław Szumiło się myli i dlaczego ten kierunek
krytyki generalnie mija się z celem.
Muzeum Historii Żydów Polskich Polin (fot. Moreio, CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons)
TEZA 1. Przyznawanie grantów jest uzależnione od aktualnie obowiązujących wzorców i kierunków na Zachodzie Europy. Popularne są politycznie poprawne zagadnienia, przede wszystkim gender. […] Doszukiwanie się antysemityzmu i wszelkiej ksenofobii – polskiej, europejskiej, chrześcijańskiej należy także do modnych tematów.
ODPOWIEDŹ. Przejrzane przeze mnie 63
tytuły projektów mieszczą się gdzieś pomiędzy „Fonetyką i fonologią języka
macedońskiego” a „Aktami unii polsko-litewskiej z lat 1499–1501”. Nie znalazłem
w nich natomiast ani jednego nawiązania do „genderu”, „antysemityzmu” bądź
„ksenofobii”.
Przy
pewnej życzliwości można wskazać wyjątek: „Liga Kobiet w terenie. Działalność
organizacji i realia jej funkcjonowania na szczeblu regionalnym i lokalnym w
rzeczywistości Polski Ludowej (1945–1989)”. Niechby i było, że historia kobiet
to gender (a historia mężczyzn nie?). Ale nawet jeśli tak, to akurat ten
projekt chyba powinien się doktorowi Szumile spodobać – ze względu na kolejną jego
tezę.
TEZA 2. Nie są też np. preferowane badania nad terrorem komunistycznym i partią komunistyczną.
ODPOWIEDŹ. Trudno stwierdzić, jakiej
skali „preferowania” takich projektów oczekiwałby Mirosław Szumiło. Mogę
powiedzieć jedynie tyle, że badania dotyczące PRL bywają finansowane ze środków
NCN; niekiedy są to również badania poświęcone komunistycznej polityce [2]. Nie
jest więc tak, by pozyskanie środków było w tym wypadku niemożliwe.
TEZA 3. Preferowane są tematy […] międzynarodowe, które nie dotyczą Polski. Można dostać grant np. na badanie jakiegoś plemienia w Burkina Faso. Nie otrzyma się natomiast pieniędzy na badania regionalne na Podlasiu czy Lubelszczyźnie. […] Naukowcy, którzy chcą badać typowo polskie tematy mają małe szanse na otrzymanie grantów.
ODPOWIEDŹ.
Projekty dotyczące wprost spraw polskich (państwa, mieszkańców, emigracji,
kultury, języka, terytorium…) stanowią około 40% wszystkich zakwalifikowanych
wniosków [3]. To nie najgorszy wynik, jeśli weźmie się pod uwagę, że osoby
zainteresowane problematyką zagraniczną zwykle po prostu nie mogłyby prowadzić
badań bez wsparcia grantowego (w wielu wypadkach niezbędne są tu kosztowne
wyjazdy).
Ponadto
w tytułach projektów nagrodzonych w konkursie Opus w panelu HS 3 znajdują się
takie sformułowania, jak „Umieralność mieszkańców wsi kujawskiej”, „Gród w
Grzybowie”, „obozowiska kultury janisławickiej” albo „Studium przypadku kultury
regionalnej polskiego Spisza”. Jeżeli to nie jest tematyka regionalna, to co miałoby nią być?
Z
pewnością można by dyskutować na temat tego, czy proporcja 40% nie jest zbyt
niska. Ale to byłaby już inna teza od tej, którą postawił Szumiło.
Michał Bilewicz (fot. ze strony Wydziału Psychologii UW)
A
co z pozostałymi konkursami grantowymi? Może w nich sprawy wyglądają inaczej?
Aby się o tym przekonać, spójrzmy jeszcze na rezultaty konkursów Maestro,
Harmonia, Sonata i Sonata Bis. W tym wypadku wśród wyróżnionych wniosków znalazły
się właśnie badania Michała
Bilewicza, a także Mikołaja
Winiewskiego. Te dwa projekty rzeczywiście dotyczą uprzedzeń względem
mniejszości, ale ponownie są to wyjątki, nie zaś norma. To samo można powiedzieć
o badaniach genderowych.
Podobnie
będzie z proporcją wniosków dotyczących Polski. Tutaj jest ona nieco niższa niż
poprzednio (oszacowałbym ją na 25–30%), ale to nic dziwnego, skoro zaczynamy mówić
o konkursach, w których dyscypliny humanistyczne oraz miękkie nauki społeczne
konkurują z badaniami aspirującymi do uniwersalizmu. Poza takimi przypadkami,
jak „Społeczności lokalne na polskiej prowincji pod okupacją niemiecką i tuż po
niej”, mamy tu przecież projekt „Zasoby poznawcze a samokontrola impulsów:
podejście neuroekonomiczne” albo wniosek „Regionalizacja krajowych tablic
przepływów międzygałęziowych w oparciu o metody nieankietowe”.
I
właśnie tą drogą dochodzimy do rzeczywistych, a nie wyobrażonych problemów z
NCN. W warunkach bardzo
kiepskiego finansowania
nauki w
Polsce – w tym niskich wynagrodzeń podstawowych i stypendiów – wiele osób liczy na to, że wnioski grantowe pomogą im uzupełnić domowy budżet czy też pokryć koszt regularnej aktywności naukowej (zakup zagranicznych książek, udział w droższych konferencjach etc.). Inni szukają środków na określone projekty; nie da się np. przeprowadzić porządnego sondażu na próbie losowej bez stosownego finansowania. Jeszcze inni potrzebują pieniędzy na utrzymanie własnych zespołów badawczych, które bez grantów nie mogłyby pracować. Motywacje są różne (zapewne pierwsza z wymienionych występuje najczęściej) i łączą się w różnych kombinacjach, jednak wspólny mianownik to niskie odsetki dofinansowanych projektów. Przez to cały system często jedynie pogłębia
frustrację.
Humanistyka
– nie tylko historia! – znajduje się tu w szczególnie trudnym położeniu. W
wielu wypadkach musi współzawodniczyć z pozostałymi dziedzinami wiedzy na ich
warunkach. Psycholodzy mogą publikować w lepiej punktowanych czasopismach niż
poloniści, a biolożkom wpisanie się w schemat „stan wiedzy, założenia, metoda,
hipoteza, pytania badawcze, dane, wnioski” przychodzi łatwiej niż
kulturoznawczyniom. Owszem, niektóre dziedziny wiedzy w Polsce mogą stać na
wyższym poziomie naukowym niż inne, ale to nie przekreśla nierówności szans
wpisanej m.in. w samą konstrukcję schematu wniosku grantowego.
Część problemów NCN mogłoby rozwiązać samodzielnie. Oprócz organizacji paneli dziedzinowych wspomnę jedynie o tym, że w Centrum nie dość dobrze działa filtr, który broniłby osób składających wnioski przed kompromitującymi błędami merytorycznymi recenzentów i recenzentek. Jednak najwięcej trudności wynika po prostu z braku pieniędzy. Mirosław Szumiło również o nim wspomina – i słusznie! – lecz koncentruje się na kwestiach trzeciorzędnych.
Część problemów NCN mogłoby rozwiązać samodzielnie. Oprócz organizacji paneli dziedzinowych wspomnę jedynie o tym, że w Centrum nie dość dobrze działa filtr, który broniłby osób składających wnioski przed kompromitującymi błędami merytorycznymi recenzentów i recenzentek. Jednak najwięcej trudności wynika po prostu z braku pieniędzy. Mirosław Szumiło również o nim wspomina – i słusznie! – lecz koncentruje się na kwestiach trzeciorzędnych.
Historyk ironizuje: „Jeżeli zaproponowałbym grant zatytułowany «Żydówki lesbijki na Mazowszu i Podlasiu» to zapewne otrzymałbym na niego duże dofinansowanie, bo w jednym temacie zawarłbym trzy mniejszości”. Otóż nie, najprawdopodobniej za taki projekt doktor Szumiło nic by nie dostał, podobnie jak za przytłaczającą większość wniosków składanych do NCN (i niestety pewnie również za większość wniosków dobrych).
Narodowe Centrum Nauki (fot. Zygmunt Put, CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons)
Nie
ma sensu skupiać się na pojedynczych projektach poświęconych uprzedzeniom i
mniejszościom, a jeszcze mniej rozsądne jest generalizowanie na podstawie nielicznych
przykładów (swego czasu mieliśmy z nim też do czynienia w wypadku projektu
„Antologia polskiej literatury queer” kierowanego przez dr. Błażeja
Warkockiego). Doprawdy trudno byłoby uzasadnić pogląd, że Narodowe Centrum
Nauki sprzyja tego rodzaju projektom. A w przypadku Michała Bilewicza
najbardziej prawdopodobne jest to, że jego zespół przygotował po prostu dobry
projekt, bo i sam Bilewicz jest bardzo dobrym badaczem.
Jeśli
już, to warto się baczniej przyglądać tym konkursom grantowym, w których Jarosław
Gowin w sposób uznaniowy i wyjątkowo nieprzejrzysty kieruje publiczne środki do
badaczy prawicowych lub instytucji kościelnych. W NCN nie jest to możliwe, ale w
programach kierowanych przez ministra już tak. Do najbardziej
spektakularnych przykładów należy decyzja o przyznaniu dofinansowania dwóm kolegom
politycznym (senatorowi PiS Janowi Żarynowi i sędziemu Trybunału Stanu z
ramienia PiS Bogdanowi Szlachcie), która według wszelkiego prawdopodobieństwa zapadła
poprzez jednoosobową zmianę kolejności ocenionych już wniosków. O innej podobnej sytuacji mówił wcześniej publicznie prof. Ryszard Nycz, przewodniczący Rady Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki – i parę dni później został odwołany wraz z całą Radą. Niepokojące
wydają się też niedawne wyniki
konkursu „Dialog”. Tego rodzaju działania nie
zaczęły się za rządów dobrej zmiany, ale nie jest to usprawiedliwieniem dla
ręcznego sterowania konkursami przez ministra Gowina.
Nie
muszę mówić, że o tych sytuacjach dr hab. Mirosław Szumiło nie wspomniał w
wywiadzie ani słowem (o sprawie Dialogu nie mógł jeszcze wtedy wiedzieć, ale o pozostałych już tak). A przecież w odniesieniu do NCN deklarował: „Jestem
zwolennikiem pełnej jawności. Wszystkie recenzje powinny być jawne, podobnie jak
jawni powinni być ich autorzy”. Cóż takiego mogło więc powstrzymać ważnego pracownika
IPN przed krytyką tych konkursów grantowych, które z jawnością nie mają już
zupełnie nic wspólnego? Czy ktoś pomoże rozwiązać tę frapującą zagadkę?
PS.
Jarosław Gowin powiedział
wczoraj: „Dopóki ja jestem ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, nie
będzie żadnego ręcznego sterowania badaniami naukowymi przez ministerstwo”. To
ważna deklaracja, ale niestety nie wierzę, że w ślad za nią pójdzie uczciwe wyjaśnienie
okoliczności przyznania grantów Janowi Żarynowi i Bogdanowi Szlachcie. Mam też
wrażenie, że do roli ministra nauki nie należy publiczne mówienie o nielubianym
uczonym: „to jest rzeczywiście jeden z tych bardzo lewicowych naukowców, którzy
marzą o tym, by być męczennikami”.
*
Mojemu blogowi towarzyszy fanpage
– zachęcam do odwiedzania go. A gdyby ktoś miał ochotę wspierać złotówkami moją
internetową publicystykę, można to robić tutaj.
*
[1]
Oczywiście można by jeszcze uwzględnić panele HS 1 („Fundamentalne pytania o
naturę człowieka i otaczającej go rzeczywistości”) oraz HS 6 („Człowiek i życie
społeczne”). Nie zmieniłoby to jednak przedstawionego we wpisie obrazu –
wątpiących zachęcam do samodzielnego sprawdzenia. (W przypadku panelu HS 6 zwracam
uwagę na dominację twardych, ilościowych metod badawczych; pisałem
o niej gorzko już dwa i pół roku temu).
[2]
Oto dwa przykłady projektów skoncentrowanych na polityce: 1,
2.
Do tego jeszcze dwa z podobnego okresu, ale mniej polityczne: 1,
2.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz