Pieniądze, kondycja psychiczna, strategie publikacyjne, codzienna praktyka pisania doktoratu... Podczas zajęć na studiach doktoranckich o takich sprawach zapewne dowiecie się niewiele. Spisałem więc nieco swoich i zapożyczonych obserwacji, aby zachęcić Was do własnych rozmów i przemyśleń.
Na jakie konferencje naukowe warto jeździć? Do jakich czasopism nadsyłać artykuły? O co chodzi z tymi punktami ministerialnymi? Jeżeli właśnie zaczynacie studia doktoranckie, to macie prawo tego wszystkiego nie wiedzieć. Dobre zajęcia wprowadzające mogą przynieść odpowiedź na takie pytania, ale nie ma żadnej gwarancji, że akurat na Waszych studiach zostaną zorganizowane. Rozmowa z opiekunką lub opiekunem doktoratu również może pomóc (polecam!), niekiedy jednak warto zawczasu wiedzieć, o co spytać, a ponadto tego rodzaju spotkanie nie wyklucza zbierania opinii i informacji także z innych źródeł.
Na jakie konferencje naukowe warto jeździć? Do jakich czasopism nadsyłać artykuły? O co chodzi z tymi punktami ministerialnymi? Jeżeli właśnie zaczynacie studia doktoranckie, to macie prawo tego wszystkiego nie wiedzieć. Dobre zajęcia wprowadzające mogą przynieść odpowiedź na takie pytania, ale nie ma żadnej gwarancji, że akurat na Waszych studiach zostaną zorganizowane. Rozmowa z opiekunką lub opiekunem doktoratu również może pomóc (polecam!), niekiedy jednak warto zawczasu wiedzieć, o co spytać, a ponadto tego rodzaju spotkanie nie wyklucza zbierania opinii i informacji także z innych źródeł.
Co więcej,
o niektórych sprawach może być trudno rozmawiać ze starszymi o wiele lat
pracownikami naukowymi. Jak zorganizować sobie paroletnią pracę nad tekstem,
który ma liczyć np. dwieście stron, kiedy zewsząd otaczają nas dystraktory w
rodzaju Facebooka, a do tego musimy dorabiać lub wręcz pracować na pełen etat?
Czy tylko my czasem mamy wrażenie, że wszyscy naokoło są dwa razy bardziej
pracowici i trzy razy mądrzejsi? Jak poradzić sobie z niesprawiedliwą nieraz krytyką,
która będzie nam towarzyszyć przy recenzjach artykułów bądź wniosków
grantowych?
Być
może promotor(ka) okaże się dobrą osobą do rozmowy również o tych sprawach. Nie zniechęcam do takich prób. Istnieje jednak dość duże prawdopodobieństwo,
że o tym wszystkim prościej będzie pogadać z innymi doktorant(k)ami, znajdującymi się w
podobnym miejscu drogi życiowej oraz studiującymi w zbliżonych warunkach
systemowych. Wspólnota doświadczeń to kwestia nie do przecenienia.
Promocja doktorska na Uniwersytecie Jagiellońskim w 1964 roku (źródło zdjęcia: Wikimedia Commons, autor: Roman Kurowski, licencja CC BY-SA 3.0) |
Tę
notkę piszę właśnie z perspektywy doktoranta, a ściślej: doktoranta socjologii badającego społeczny
kontekst literatury fantastycznej i gier wideo, wcześniej psychologa i
polonisty po MISH-u. Dla uproszczenia często stosuję
tryb rozkazujący, pamiętajcie jednak, że to jedynie luźne sugestie i obserwacje,
a nie gotowe przepisy. Wszystko trzeba dopiero przemyśleć i przećwiczyć w
praktyce, przefiltrować przez własną osobowość i styl pracy, odnieść do
specyfiki uprawianej dyscypliny naukowej i tak dalej, i tak dalej. Wybrane
kwestie warto też omówić nie tylko z opiekun(k)ami Waszych doktoratów, lecz
także z koleżankami i kolegami ze studiów – zarówno z Waszego rocznika, jak i
ze starszych lat.
Siłą rzeczy swoje spostrzeżenia kieruję przede wszystkim do osób związanych z kierunkami humanistycznymi lub społecznymi. Mam nadzieję, że fizycy i biolożki również znajdą tu coś dla siebie (choćby w części dotyczącej kondycji psychicznej), ale pod wieloma względami ich sytuacja może być inna. W naukach ścisłych znacznie częstsze będą np. przypadki, w których studia doktoranckie rozpoczyna się w ramach szerszego projektu badawczego, nie brakuje stypendiów, a zbiorowe autorstwo publikacji (i to publikacji w pismach z wysokim współczynnikiem impact factor) jest normą, nie zaś wyjątkiem. Jednocześnie takie doktoraty to nierzadko pełnoetatowa praca, w której znaczącą część każdego dnia roboczego spędza się w laboratorium (tu z kolei w naukach humanistycznych i społecznych będzie o wiele luźniej). Inna oś zróżnicowania może biec między studiami doktoranckimi na uniwersytetach oraz tymi w Polskiej Akademii Nauk, jeszcze inna – między osobami planującymi dalszą karierę naukową a tymi, które potrzebują doktoratu do pracy zawodowej w innych środowiskach. Miejcie całą tę różnorodność na uwadze przy dalszej lekturze.
Siłą rzeczy swoje spostrzeżenia kieruję przede wszystkim do osób związanych z kierunkami humanistycznymi lub społecznymi. Mam nadzieję, że fizycy i biolożki również znajdą tu coś dla siebie (choćby w części dotyczącej kondycji psychicznej), ale pod wieloma względami ich sytuacja może być inna. W naukach ścisłych znacznie częstsze będą np. przypadki, w których studia doktoranckie rozpoczyna się w ramach szerszego projektu badawczego, nie brakuje stypendiów, a zbiorowe autorstwo publikacji (i to publikacji w pismach z wysokim współczynnikiem impact factor) jest normą, nie zaś wyjątkiem. Jednocześnie takie doktoraty to nierzadko pełnoetatowa praca, w której znaczącą część każdego dnia roboczego spędza się w laboratorium (tu z kolei w naukach humanistycznych i społecznych będzie o wiele luźniej). Inna oś zróżnicowania może biec między studiami doktoranckimi na uniwersytetach oraz tymi w Polskiej Akademii Nauk, jeszcze inna – między osobami planującymi dalszą karierę naukową a tymi, które potrzebują doktoratu do pracy zawodowej w innych środowiskach. Miejcie całą tę różnorodność na uwadze przy dalszej lekturze.
*
Wpis
dzieli się na dwie główne części. Pierwsza mówi o pieniądzach i zdrowiu
psychicznym, druga – o publikacjach, pisaniu doktoratu i jeszcze paru innych
sprawach. W pierwszej części jest więcej rozważań, druga część ma charakter ściśle
poradnikowy. Wszystko to zgromadzone w jednym miejscu może sprawiać wrażenie,
że jestem człowiekiem bardzo dobrze zorganizowanym i cały przebieg swoich studiów
doktoranckich dostosowałem do poniższych wymogów, ale nie dajcie się zwieść –
gdyby tak było, nie musiałbym dwa razy przedłużać studiów. Nie istnieją ludzie,
którzy wszystko robią dobrze; ani ja nikim takim nie jestem, ani Wy nigdy nie
będziecie. Celem tego wpisu nie jest przerabianie zjadaczy chleba w aniołów,
tylko postawienie znaków na drodze. Być może dzięki nim będziecie trochę
rzadziej wpadać na wyboje!
[UWAGA Z WRZEŚNIA 2019 ROKU: W pierwotnej postaci wpis powstał dwa lata temu. W roku akademickim 2018–2019 wymagał jedynie drobnych dopowiedzeń, ale dla osób zaczynających studia jesienią 2019 roku wiele się zmienia. Przede wszystkim nowy model szkół doktorskich zakłada gwarantowane stypendium przez pierwsze dwa lata, a po pozytywnej ocenie śródokresowej – również przez dwa kolejne. To rozwiązanie powinno ograniczyć potrzebę dorabiania podczas studiów, ułatwić koncentrację na rozprawie (zamiast licznych dodatkowych publikacji) i zredukować efekt dwóch równoległych rytmów życia doktoranckiego, o którym pisałem niżej. Jednocześnie wzrasta presja na skuteczną i szybką pracę nad doktoratem – ocena śródokresowa ma być „surowa”, ministerstwo zakłada, „że po tej ocenie liczba kontynuujących pracę nad doktoratami znacznie się zmniejszy”. Trudno dziś określić, w jakiej mierze te i inne zapowiedzi zostaną zrealizowane.
Mimo tych zmian sądzę jednak, że poniższy tekst wciąż w dużym stopniu pozostaje aktualny. Takie kwestie jak ograniczanie nadmiarowych aktywności, dbanie o własną kondycję psychiczną, wybór miejsca publikacji czy odpowiednie organizowanie własnej pracy nie straciły przecież znaczenia].
[UWAGA Z WRZEŚNIA 2019 ROKU: W pierwotnej postaci wpis powstał dwa lata temu. W roku akademickim 2018–2019 wymagał jedynie drobnych dopowiedzeń, ale dla osób zaczynających studia jesienią 2019 roku wiele się zmienia. Przede wszystkim nowy model szkół doktorskich zakłada gwarantowane stypendium przez pierwsze dwa lata, a po pozytywnej ocenie śródokresowej – również przez dwa kolejne. To rozwiązanie powinno ograniczyć potrzebę dorabiania podczas studiów, ułatwić koncentrację na rozprawie (zamiast licznych dodatkowych publikacji) i zredukować efekt dwóch równoległych rytmów życia doktoranckiego, o którym pisałem niżej. Jednocześnie wzrasta presja na skuteczną i szybką pracę nad doktoratem – ocena śródokresowa ma być „surowa”, ministerstwo zakłada, „że po tej ocenie liczba kontynuujących pracę nad doktoratami znacznie się zmniejszy”. Trudno dziś określić, w jakiej mierze te i inne zapowiedzi zostaną zrealizowane.
Mimo tych zmian sądzę jednak, że poniższy tekst wciąż w dużym stopniu pozostaje aktualny. Takie kwestie jak ograniczanie nadmiarowych aktywności, dbanie o własną kondycję psychiczną, wybór miejsca publikacji czy odpowiednie organizowanie własnej pracy nie straciły przecież znaczenia].
I. Pieniądze
1. Czy podczas studiów doktoranckich można się
utrzymać wyłącznie z aktywności naukowej? Reforma ministra Jarosława Gowina przewiduje odpowiednie środki dla wszystkich osób
podejmujących studia doktoranckie, ale przepis ten będzie dotyczył dopiero kolejnych roczników. A jak jest obecnie?
Obecnie
stypendia uzyskuje tylko część doktorantek i doktorantów. Począwszy od osób,
które zaczęły naukę w roku akademickim 2017–2018, przynajmniej
połowa studiujących musi otrzymywać stypendia doktoranckie w wysokości nie niższej niż
60% minimalnego wynagrodzenia asystenta. W
tej chwili jest to kwota 1470 złotych, co w dużych miastach zwykle oznacza
konieczność dodatkowego zarobku. Do tego mogą dojść inne rodzaje stypendiów lub
płatne prace akademickie (np. miejsca w zespołowych projektach grantowych), ale
jednych i drugich jest mało. Prawdopodobnie większość osób z Waszego rocznika –
w tym i Wy – będzie musiała zarabiać na utrzymanie poza uczelnią, w mniejszym
lub większym wymiarze godzin. A jeżeli nie macie ani stypendium, ani dodatkowych środków
na koncie, przyjdzie Wam łączyć pisanie doktoratu z pełnoetatową pracą albo jej
odpowiednikiem.
Dodatkowe
zajęcie zarobkowe to nie tylko poświęcony czas, ale też przeszkoda w skupieniu
uwagi na nauce i budowaniu akademickiej tożsamości. Im więcej różnych pól
aktywności życiowej, tym trudniej o długotrwałą motywację do pisania doktoratu.
Moja pierwsza porada brzmi więc tak: jeśli zależy Wam na sprawnym ukończeniu studiów,
ostrożnie podchodźcie do wszelkich dodatkowych zobowiązań i projektów. Już samo
podtrzymywanie życia towarzyskiego czy rodzinnego przez te parę lat może okazać
się pewnym wyzwaniem; może nie trzeba organizować tej imprezy kulturalnej lub uczestniczyć
w tym konkursie literackim. (Inna sprawa, że nie oznacza to porzucania wszelkich
zainteresowań niezwiązanych z doktoratem – stawianie wszystkiego na jedną kartę
na tak niepewnym rynku byłoby chyba nadmiernym ryzykiem).
2. Doktoranckie życie toczy się w dwu
równoległych rytmach. Pierwszy z nich, długoterminowy, związany jest z pisaniem
pracy doktorskiej. W tym wypadku w systemie kształcenia wyższego brakuje
bodźców, które regularnie zachęcałyby Was do pisania – są jedynie sprawozdania
roczne i ewentualne przypomnienia ze strony promotorów. Dobrze jest zatem samodzielnie
poszukać stosownych wzmocnień. Może rozwiązaniem będzie utrzymywanie kontaktów
z innymi doktorant(k)ami o zbliżonych zainteresowaniach (spotykanie się na
konferencjach, wzajemne podsyłanie sobie artykułów etc.), a może takie
profilowanie tematyczne przygotowywanych referatów i publikowanych tekstów,
aby każdy z nich posuwał naprzód Wasz doktorat? Tak czy inaczej, nie
pokładałbym nadziei wyłącznie w motywacji wewnętrznej.
Drugi
rytm ma charakter krótkoterminowy i wiąże się ze stypendiami, które przydzielane
są w cyklu rocznym. Poszczególne instytuty ustalają własne zasady punktowania rozmaitych
aktywności doktoranckich (publikacji, wystąpień konferencyjnych, prowadzonych
zajęć…) i każdej jesieni na tej podstawie przyznają środki. W niektórych
wypadkach może to prowadzić do dylematów: „Czy powinienem pospiesznie napisać
trzy średnie teksty, które prawie na pewno zostaną przyjęte do druku i dadzą mi
dużą liczbę punktów w tegorocznym rozliczeniu? A może lepiej spokojnie przyszykować
jeden dobry artykuł do ważnego czasopisma, który – jeśli uda się go opublikować
– będzie moją wizytówką na całe lata?”. Do tego problemu jeszcze wrócę; tutaj
powiem tylko tyle, że udane godzenie rytmu krótko- i długoterminowego to trudne
zadanie i dobrze jest mieć tego świadomość.
I
dla porządku: punkty stypendialne przyznawane Wam przez instytut to nie to
samo, co punkty
MNiSW dla czasopism naukowych. Zapewne jednak za artykuł w wysoko ocenianym
czasopiśmie otrzymacie również więcej punktów w rozliczeniach uczelnianych.
3. Co z dofinansowaniem przyznawanym na
określone cele: konferencje, kwerendy biblioteczne, projekty badawcze?
Tutaj trzeba po prostu popytać w odpowiednich miejscach: sekretariacie,
samorządzie studiów doktoranckich, u kierownika studiów. Ministerialna
lista strumieni finansowania może być dobrą podstawą, ale nie przyniesie
wiedzy o tym, u kogo w danym instytucie składa się podanie albo w jakim
zakresie zwracany jest koszt wyjazdów na konferencje.
Oddzielnym
i obszernym tematem są konkursy grantowe (np. Preludium i Etiuda). Krótko:
jeżeli droga naukowa interesuje Was na tyle, aby spróbować tutaj swoich sił, to
zaczynałbym jak najwcześniej. Nawet jeśli się nie uda, i tak konieczność
przemyślenia i syntetycznego opisania własnych pomysłów może być krokiem
naprzód w pisaniu pracy doktorskiej. Ale jeżeli złożycie wniosek dwu- lub
trzykrotnie i ani razu nie odniesiecie sukcesu, to wówczas rozważyłbym, czy nie
lepiej na razie porzucić nadzieje grantowe i skupić się na doktoracie. Nasz system
grantów jest niedofinansowany i w takiej konkurencji nawet dobre projekty
badawcze mogą mieć niewielką szansę powodzenia, więc niekończące się podejmowanie
kolejnych prób – w sytuacji, w której nie uczymy się już przy tym nic nowego –
może być mało produktywne.
Może
być również niedobre dla naszego stanu psychicznego. Ale to już następne zagadnienie.
II. Zdrowie
psychiczne
Brzmi
poważnie? I tak ma brzmieć, bo to poważna sprawa. Nie wiem, czy ścieżka
doktorancka jest bardziej obciążająca pod względem psychologicznym od innych
dróg wybieranych przez nasze rówieśniczki i rówieśników (lektura Zawodu Kamila Fejfera sugeruje, że niekoniecznie), na pewno jednak
potencjału dla trudnych doświadczeń tu nie brakuje. Przykładem są
niekompetentne i niesprawiedliwe recenzje, w tym niekiedy zatrważające wprost recenzje
wniosków grantowych. Do dziś pamiętam, jak pewnemu znajomemu napisano
w panelu humanistycznym: „Proponowana metodologia jest oparta na analizie
jakościowej, która, biorąc pod uwagę obecny rozwój nauki, wydaje się
przestarzała”.
Ale
również wówczas, gdy za naszą pracę otrzymujemy oceny przydatne i
merytoryczne, smak porażki najprawdopodobniej
nas nie ominie. Ja sam w ostatnich paru latach zanotowałem siedem odmów i ani
jednego sukcesu w różnych konkursach grantowych (chyba że za sukces uznamy dwukrotne
przejście pierwszego etapu selekcji wniosków), dwa razy też odrzucono mój artykuł
zgłaszany do zagranicznych czasopism naukowych. Jeszcze bardziej imponującą
listą dokonań w tej dziedzinie może pochwalić się Johannes Haushofer, adiunkt
Uniwersytetu Princeton, którego „Życiorys
klęsk” (inspirowany wcześniejszym
tekstem Melanie Stefan) stał się sieciowym przebojem. Jak ujął to autor:
kiedy inni patrzą tylko na jego nieironiczne osiągnięcia, „z większym
prawdopodobieństwem przypisują sobie odpowiedzialność za ponoszone porażki –
zamiast przyznać, że świat jest stochastyczny, wnioski [grantowe] to loteria, a
komisje i recenzenci miewają złe dni”.
Nigdy
nie miałem ani śladu epizodu depresyjnego, ale relacje znajomych – i zbieżne z
nimi wyniki
zagranicznych badań naukowych – podpowiadają, że w ogólnopolskiej skali tego rodzaju problemy mogą nie być rzadkie.
Do ich źródeł może
należeć m.in. brak norm społecznych pozwalających na mówienie o
trudnościach psychologicznych, życie i praca w samotności, ostra konkurencja o
stanowiska zawodowe, niepewność co do bliskiej i odległej przyszłości,
niewystarczające wsparcie od promotorek i promotorów… Jak pisze Jennifer Walker, nowi doktoranci i doktorantki „powinni być przygotowani
do tego, aby myśleć o sposobach radzenia sobie nie tylko z intelektualnymi
trudnościami, lecz także z problemami psychologicznymi”.
Co
ta ostatnia porada znaczy w praktyce? Cóż, najlepiej byłoby, aby wsparcie dla
osób przeżywających trudności miało charakter systemowy. Warto o to apelować,
dopóki jednak nie doczekamy się takiej zmiany, pozostają środki indywidualne.
Po pierwsze: jeżeli przechodzisz przez podobne problemy, być może drobną pomocą
będzie myśl, że wbrew
pozorom nie spotykają one tylko Ciebie. A co za tym idzie, to nie wina
Twojej słabości, to wina całego systemu społecznego. Po drugie: wszyscy możemy
starać się o to, aby mówienie o trudnych przeżyciach w świecie akademickim nie
było tabu. Możemy podzielić się własnymi doświadczeniami, uważnie wysłuchać koleżanki,
zapytać znajomego, czy nie chciałby o czymś pogadać (z nami samymi, z
psychologiem…), możemy poruszyć temat w mediach społecznościowych. Wiele rzeczy
mogłoby stanowić wsparcie zarówno dla osób regularnie zmagających się np. z depresją,
jak i dla ludzi, którzy na co dzień radzą sobie dobrze, lecz przechodzą akurat
przez czas kryzysu.
III.
Publikacje
1. Publikacje naukowe to ważna część
krótkoterminowego rytmu życia doktoranckiego. Nie należy z nimi przesadzać
(jest doktorat do napisania!), ale mają one istotną wartość: pozwalają
komunikować się z innymi badaczami i badaczkami, budują też Wasz życiorys
naukowy.
Dokąd wysyłać własne teksty? Na to pytanie warto sobie
odpowiedzieć długofalowo, dla przykładu: „W tym roku napiszę artykuł do
wybranego pisma średniej klasy, żeby zdobyć doświadczenie. Do końca drugiego
roku spróbuję sił w jednym z głównych polskich czasopism w mojej działce
naukowej. Przed rozpoczęciem czwartego roku przygotuję tekst do przyzwoitego periodyku
zagranicznego”. Oczywiście nie tylko od Was zależy, czy i kiedy uda się dany
artykuł wydrukować (zwłaszcza dobre pisma mogą mieć wysoki wskaźnik odrzuceń),
ale tutaj jest trochę tak, jak z konkursami grantowymi. Już samo przemyślenie
strategii publikacyjnej przynosi pewne korzyści, dając Wam m.in. orientację w
rynku czasopism istotnych dla danej dziedziny.
Taka
strategia zależnie od rozmaitych okoliczności (np. otrzymywania
stypendium bądź jego braku) może wyglądać mniej lub bardziej ambitnie, powinna
też zostać dostosowana do specyfiki Waszej dyscypliny naukowej. Tutaj
nieoceniona może być konsultacja z kimś, kto ma odpowiednie doświadczenie, w
szczególności promotorem/-rką. W takiej rozmowie warto też ustalić, jakie
zdanie ma osoba opiekująca się Waszym doktoratem w kwestii stopniowego publikowania
jego fragmentów w formie artykułów. Taka praktyka pozwala zbliżyć do siebie
krótko- i długoterminowy rytm doktoranckiego życia, ale odradzałbym jej
podejmowanie bez wcześniejszego uzgodnienia.
2. Skąd mamy wiedzieć, które czasopismo
jest dobre, a które słabe? Chyba najlepszym źródłem wiedzy są tu opinie
ekspertek i ekspertów, ale te nie zawsze będą zbieżne. Niekiedy użytecznych
informacji dostarcza ministerialny
wykaz czasopism punktowanych (punktację można też łatwo
sprawdzać tutaj), lecz nie należy
go fetyszyzować – na liście MNiSW w ogóle nie figuruje np. „Game Studies”, jedno z najważniejszych czasopism
w badaniach nad grami. Jeszcze inne źródło wiedzy to wskaźnik impact factor, ale to już periodyki o
zasięgu międzynarodowym oraz raczej społeczne niż humanistyczne.
Dobrze
jest też samodzielnie przejrzeć parę numerów danego pisma i zastanowić się
nad jakością zamieszczanych artykułów. A kiedy już wybierzemy któryś periodyk,
taki przegląd nada również kierunek samemu procesowi pisania. Warto już na wczesnym
etapie zastanowić się, jak włączyć nasz tekst w dyskusje toczone na łamach
czasopisma – łatwiej będzie zainteresować innych naszą pracą, jeżeli odwołamy
się do wyników ich własnych badań, a jednym ze sposobów ich odnalezienia jest
zapoznanie się z zawartością kilku–kilkunastu ostatnich numerów. Co więcej, możemy
oszczędzić nieco czasu, sięgając na samym początku do wymogów redakcyjnych
(często dostępnych na stronie czasopisma w zakładce „Dla autorów”), a następnie
odpowiednio formatując nagłówki, przypisy, bibliografię. Wszystko to jest
szczególnie istotne w wypadku dobrych periodyków.
3. Co z tekstami w książkach pokonferencyjnych
albo mniej cenionych czasopismach? W niektórych wypadkach mogą mieć sens:
kiedy jest to nasza pierwsza publikacja i dopiero chcemy się sprawdzić, kiedy
dany tom zbiorowy może być istotny dla specjalistów (a więc np. stanowi
pokłosie ważnej konferencji międzynarodowej), kiedy określona dyscyplina
dopiero się rozwija i nie ma jeszcze uznanych periodyków, i tak dalej. Jeżeli jednak
takie okoliczności nie występują, to generalnie lepiej opublikować jeden dobry
tekst w ważnym piśmie niż parę średniawych w nie najlepszych miejscach.
Tak
jak wspominałem, problematyczna może być sytuacja, gdy regulamin Waszego
instytutu zachęca do drukowania dużej liczby marnych artykułów, ponieważ to
zwiększa szanse na stypendium. To samo dotyczy zbierania punktów za niezliczone
referaty na mało istotnych konferencjach. Nie chcę tutaj oceniać osób, które
wybierają taką strategię – skłaniam się raczej do krytyki uwarunkowań systemowych.
Jednak jeżeli i Wy rozważacie tę możliwość, miejcie na uwadze to, że później
tymi tekstami i wystąpieniami trudno będzie Wam się legitymować. W Polsce czasami rytualnie
chwali się starszych naukowców za to, że opublikowali setki tekstów, ale np. w
konkursach grantowych (Preludium, Etiudzie, Starcie i in.) Wasz dorobek będzie
oceniany raczej na podstawie kryteriów jakościowych niż ilościowych.
Aha,
jeszcze jedna mała wskazówka: jeżeli chcecie, to do Najważniejszego Pisma w Swojej
Dziedzinie możecie najpierw wysłać recenzję cudzej książki, a dopiero potem spróbować
z pełnowymiarowym artykułem. Publikacja recenzji jest łatwiejsza i ośmiela do
dalszych starań. Zasadniczo jednak recenzje nie są doceniane w systemach
ewaluacji dokonań naukowych, więc ze strategicznego punktu widzenia nie należy
ich pisać zbyt wiele (co niekoniecznie znaczy: wcale!).
4. Wartościowym doświadczeniem jest pisanie
tekstów współautorskich. W wielu dziedzinach humanistyki można być profesjonalnym
badaczem (badaczką) i nie opublikować w życiu ani jednej takiej pracy, lecz moim
zdaniem w ten sposób wiele się uczymy, możemy też sprawniej i szerzej omawiać
niektóre zagadnienia. Współautorstwo raczej nie sprawdzi się tam, gdzie tylko
jedna osoba odpowiednio dobrze zna dany problem (zapewne tak będzie z
problematyką Waszego doktoratu), ale powinno być skutecznym rozwiązaniem np. w wypadku
krytycznego przeglądu literatury przedmiotu albo polemiki z głośną książką. Niekiedy
pojawia się tu ryzyko niesumienności współautorów/-rek, jednak równie dobrze efektem
powstałej dynamiki społecznej może być wzajemne pozytywne motywowanie się do
pracy. I kto wie, może nawet na tej podstawie zawiążecie przyjaźnie naukowe?
IV. Pisanie
doktoratu
1. Doktorat to tekst o wiele bardziej
złożony od pracy magisterskiej. Z nim nie można zamknąć się na miesiąc w
bibliotece, aby następnie wyjść z końcowym rezultatem. Pisanie takiej pracy to
umiejętność, której nie mamy, rozpoczynając studia doktoranckie – trzeba się
tego stopniowo nauczyć. Swego czasu świetnie przedstawił to wszystko Marcin
Zaród, ja dodam jedynie parę rzeczy od siebie (a parę szczególnie ważnych powtórzę).
2. Brak regularnych zachęt skłaniających do
pisania doktoratu sprawia, że łatwo na jakiś czas odłożyć pracę na półkę. Jeżeli
to tylko możliwe, nie róbcie tego. Sprawdźcie, co zwiększa Wasze szanse na taką
systematyczną pracę (rezygnacja z dodatkowego zlecenia, wstawanie o godzinę
wcześniej, prowadzenie kalendarza, dogadywanie się ze znajomymi?), i
postępujcie odpowiednio. Dla mnie samego wszystkie okresy, w których jakoś mobilizowałem
się do regularnej pracy (choćby na marne kilkadziesiąt minut dziennie), były
okresami znaczących postępów w pisaniu.
3. Jak najszybciej zacznijcie używać
menedżera bibliografii (np. Mendeley, Zotero). Docenicie go, gdy zaczniecie
cytować te same publikacje w kolejnych tekstach i ręczne wpisywanie wszystkich
danych bibliograficznych zacznie zajmować za dużo czasu. Szerzej o takich
narzędziach pisał
i mówił
Emanuel Kulczycki, którego cały blog gorąco polecam (tam też znajdziecie porównanie
możliwości różnych programów).
4. Po paru latach pracy nad doktoratem Wasz
dysk twardy może zacząć wyglądać jak mózg szalonego naukowca. Aby uniknąć gubienia
się w setkach folderów, warto opracować jakąś formę organizacji tworzonych i
pobieranych plików: fragmentów doktoratu, artykułów własnych i cudzych, skanów,
wykresów, zdjęć oraz wszelkich innych materiałów. W praktyce może to wyglądać
różnie – najlepiej poeksperymentujcie z paroma rozwiązaniami i zobaczcie, które
z nich najbardziej Wam odpowiada.
Jedną
z możliwości jest bardzo wczesne opracowanie roboczego spisu treści. Jeżeli się
na to zdecydujecie, to za każdym razem, gdy przeczytacie coś, co przyda się Wam
do doktoratu, będziecie mogli umieścić odpowiednią część własnych notatek (a
może nawet fragment pracy doktorskiej bądź plan tego fragmentu) w pliku
„Rozdział 1” czy „Rozdział 2”, ulokować istotne artykuły w folderze „Główne
nurty badań nad XYZ” i tak dalej, i tak dalej. W ten sposób w połowie pisania nie
wylądujecie z wielką górą chaotycznie porozmieszczanych materiałów, które
trzeba będzie na nowo przeglądać i dopasowywać do poszczególnych fragmentów
pracy. (Dodam, że foldery o nazwie „CIEKAWE, PRZECZYTAĆ” albo „DO SPRAWDZENIA
NA PÓŹNIEJ” z reguły właśnie do takich skutków prowadzą).
Naturalnie
spis treści z biegiem czasu będzie się zmieniał, a może i zmieni się cały temat
Waszej pracy. Nie jest to nic niezwykłego. Jednak nawet jeżeli zmiany będą
poważne, to wciąż powinno Wam się udać dostosować dotychczasowy układ materiałów
i notatek do nowego spisu treści.
5. Jeżeli czytacie coś, co wydaje się ważne, warto robić notatki od razu, nawet jeszcze w trakcie lektury. To często
czynność mało przyjemna, ale jeżeli nie zajmiecie się tym teraz, to może za dwa
lata będziecie musieli jeszcze raz czytać to samo.
Zacytuję
tu Jacka Olendra, który ma coś cennego do powiedzenia o czytaniu:
Czytanie do
doktoratu jest trochę inne niż na studiach, gdzie zazwyczaj czyta się teksty
polecone, zweryfikowane. Tutaj trzeba czytać po dwakroć krytycznie:
(1) Czy to
jest praca dobra / sensowna / wartościowa poznawczo? (Przy doktoracie dużo
częściej trafia się na śmieci, wypadki przy pracy, rzeczy słabo zweryfikowane).
(2) Czy w
jakiś sposób przyda mi się to do doktoratu? (Zdarzają się dobre, inspirujące teksty,
których nie ma jednak powodu wymieniać w końcowej pracy).
Naprawdę
wnikliwie należy czytać tylko materiały spełniające warunek 1 i warunek 2
jednocześnie. Te, które spełniają tylko warunek 1, można odłożyć na później dla
rozrywki, ewentualnie zatrzymać do innych, pobocznych publikacji. Te, które
spełniają tylko warunek 2, albo tak naprawdę go nie spełniają (bo na serio, po
co się babrać w śmieciach), albo zasługują na krótką wzmiankę w przypisie i nie
ma się co nad nimi rozwodzić.
6. Róbcie kopie zapasowe! Jedna z
możliwości to regularne (np. co dwa tygodnie) kopiowanie najważniejszych
materiałów na pendrive, który leży na półce i nigdy jej nie opuszcza. Innym
rozwiązaniem – skądinąd nie wyklucza się ono z pierwszym – jest przechowywanie
plików w chmurze, np. na serwerach Dropboxa (moim zdaniem jednak nie powinno
się tego robić w przypadku materiałów poufnych, takich jak transkrypcje
przeprowadzonych wywiadów).
7. W tym miejscu można znaleźć dość przydatne porady dotyczące procesu pisania.
7. W tym miejscu można znaleźć dość przydatne porady dotyczące procesu pisania.
V. Pozostałe
kwestie
1. Konferencje naukowe warto wybierać
uważnie. Na pierwszych latach studiów można zaglądać na wydarzenia doktoranckie
czy studencko-doktoranckie, na przykład po to, aby budować sieć znajomości (kontakt
z rówieśnikami o podobnych zainteresowaniach może mieć oczywistą wartość
społeczną, ale też może istotnie wzmacniać motywację do pracy naukowej). Potem
jednak zapewne rozsądną decyzją będzie zrezygnowanie z udziału w takich
wydarzeniach, chyba że któreś okaże się szczególnie ciekawe (ze względu na przyjazd
gości będących ważnymi postaciami w Waszej dziedzinie, tematykę bardzo bliską
problematyce doktoratu etc.). Raczej też nie ma co przyjeżdżać na konferencje o tematyce tak ogólnej, że mieści się w niej wszystko.
Zarazem zachęcałbym do jak najwcześniejszego udziału w konferencjach ważnych dla danej dyscypliny naukowej, gromadzących m.in. ludzi, których książki i artykuły później czytamy. Poza konferencjami zaś dobrze jest czasami rozważyć udział w warsztatach, stażu, szkole letniej albo innym podobnym wydarzeniu.
A skąd czerpać wiadomości o konferencjach? Po pierwsze, od osób pracujących w naszym zakładzie lub instytucie (pewnie zdążyliście już zauważyć, że naprawdę polecam korzystanie z ich doświadczenia). Po drugie, ze stron takich jak ta, ale też z fanpage’ów odpowiednich instytutów, czasopism i towarzystw naukowych. Po trzecie, z list mailowych sekretariatów instytutowych, które nierzadko otrzymują i przesyłają dalej informacje o organizowanych konferencjach i przygotowywanych publikacjach.
Zarazem zachęcałbym do jak najwcześniejszego udziału w konferencjach ważnych dla danej dyscypliny naukowej, gromadzących m.in. ludzi, których książki i artykuły później czytamy. Poza konferencjami zaś dobrze jest czasami rozważyć udział w warsztatach, stażu, szkole letniej albo innym podobnym wydarzeniu.
A skąd czerpać wiadomości o konferencjach? Po pierwsze, od osób pracujących w naszym zakładzie lub instytucie (pewnie zdążyliście już zauważyć, że naprawdę polecam korzystanie z ich doświadczenia). Po drugie, ze stron takich jak ta, ale też z fanpage’ów odpowiednich instytutów, czasopism i towarzystw naukowych. Po trzecie, z list mailowych sekretariatów instytutowych, które nierzadko otrzymują i przesyłają dalej informacje o organizowanych konferencjach i przygotowywanych publikacjach.
2. Bardzo pomocna w rozwijaniu własnego
warsztatu badawczego może być praca redakcyjna, w której formułujemy uwagi
do tekstów pisanych przez kogoś innego. Przykładem takiego zaangażowania jest uczestnictwo
w działalności czasopisma naukowego.
3. Dla pisania doktoratu oraz dla drogi
naukowej bardzo cenna może być więź z promotorem bądź promotorką. Jeżeli cenicie osobę opiekującą się Waszą pracą – a mam nadzieję, że tak! – to starajcie
się pozostawać z nią w regularnym kontakcie. To nie tylko motywuje do pisania
oraz pomaga doskonalić kompetencje merytoryczne, ale też może być okazją do
udziału w projektach grantowych, pozyskiwania płatnych zleceń związanych z
nauką i poszerzania kontaktów ze środowiskiem akademickim.
Jest
też druga, mniej przyjemna możliwość: opiekun(ka) doktoratu może – świadomie lub nie – nakładać na Was zbyt wiele obowiązków, również nieopłacanych.
Z takiej sytuacji może nie być dobrego wyjścia i mam nadzieję, że się w niej
nie znajdziecie. Gdyby jednak miała miejsce, proponuję od razu porozmawiać z
kimś zaufanym o tym, co robić dalej.
4. Warto śledzić losy obecnej reformy
nauki i szkolnictwa wyższego. W perspektywie 1–2 lat może ona mocno wpłynąć np. na rynek polskich
czasopism naukowych. Dbajcie więc o to, aby jakieś ważne ustalenia Was
nie zaskoczyły.
5. Istnieją narzędzia i serwisy ułatwiające śledzenie aktywności naukowej innych osób – zarówno znajomych, jak i ważnych dla nas badaczy/-czek. W tym celu można np. założyć konto w serwisie Academia.edu lub ResearchGate (choć z komercyjnym aspektem działalności pierwszego z tych serwisów wiążą się dość poważne kontrowersje).
6. Im późniejszy rok studiów, tym bardziej uciążliwe będzie zaliczanie zajęć dydaktycznych. Kiedy już ukierunkowaliśmy odpowiednio swój doktorat i zaczęliśmy go pisać na poważnie, przygotowywanie prac rocznych na zupełnie inny temat może się stać męczące. Generalnie odradzam przekładanie zaliczeń na późniejsze lata, raczej też zniechęcałbym do dobierania sobie dodatkowych przedmiotów po drugim roku studiów. Tutaj też zdarzają się wyjątki – można rozważyć np. udział w dobrych warsztatach pisania tekstów naukowych po angielsku albo w ciekawym konwersatorium na temat bliski naszej pracy – ale jeśli przedmioty takie są dostępne od początku naszego studiowania, to i nimi prawdopodobnie lepiej będzie się zająć jak najwcześniej, aby później poświęcać już czas głównie kwestiom ściśle związanym z doktoratem.
7. Jeśli oferta zajęć dla doktorantów w danym instytucie (na wydziale, na uczelni) nie spełnia Waszych oczekiwań, możecie zainteresować się kursami dostępnymi w innych miejscach. Różnie to może wyglądać pod względem formalnym, ale czasem pożyteczny będzie nawet udział w roli wolnego słuchacza (jeśli uzyskacie zgodę osoby prowadzącej zajęcia). Wiele tutaj zależy od Waszego wyczucia: Czy z jakiegoś powodu wybrany kurs jest na tyle istotny, aby specjalnie chodzić do innego instytutu? Jak rozegrać sprawę taktycznie, aby nikogo niepotrzebnie nie urazić przy zastępowaniu lokalnego przedmiotu zajęciami zewnętrznymi? Podobnie jak w wielu innych wypadkach, warto taką niestandardową decyzję omówić z promotorką czy promotorem – oni mogą nam wskazać kwestie, o których sami byśmy nie pomyśleli.
5. Istnieją narzędzia i serwisy ułatwiające śledzenie aktywności naukowej innych osób – zarówno znajomych, jak i ważnych dla nas badaczy/-czek. W tym celu można np. założyć konto w serwisie Academia.edu lub ResearchGate (choć z komercyjnym aspektem działalności pierwszego z tych serwisów wiążą się dość poważne kontrowersje).
6. Im późniejszy rok studiów, tym bardziej uciążliwe będzie zaliczanie zajęć dydaktycznych. Kiedy już ukierunkowaliśmy odpowiednio swój doktorat i zaczęliśmy go pisać na poważnie, przygotowywanie prac rocznych na zupełnie inny temat może się stać męczące. Generalnie odradzam przekładanie zaliczeń na późniejsze lata, raczej też zniechęcałbym do dobierania sobie dodatkowych przedmiotów po drugim roku studiów. Tutaj też zdarzają się wyjątki – można rozważyć np. udział w dobrych warsztatach pisania tekstów naukowych po angielsku albo w ciekawym konwersatorium na temat bliski naszej pracy – ale jeśli przedmioty takie są dostępne od początku naszego studiowania, to i nimi prawdopodobnie lepiej będzie się zająć jak najwcześniej, aby później poświęcać już czas głównie kwestiom ściśle związanym z doktoratem.
7. Jeśli oferta zajęć dla doktorantów w danym instytucie (na wydziale, na uczelni) nie spełnia Waszych oczekiwań, możecie zainteresować się kursami dostępnymi w innych miejscach. Różnie to może wyglądać pod względem formalnym, ale czasem pożyteczny będzie nawet udział w roli wolnego słuchacza (jeśli uzyskacie zgodę osoby prowadzącej zajęcia). Wiele tutaj zależy od Waszego wyczucia: Czy z jakiegoś powodu wybrany kurs jest na tyle istotny, aby specjalnie chodzić do innego instytutu? Jak rozegrać sprawę taktycznie, aby nikogo niepotrzebnie nie urazić przy zastępowaniu lokalnego przedmiotu zajęciami zewnętrznymi? Podobnie jak w wielu innych wypadkach, warto taką niestandardową decyzję omówić z promotorką czy promotorem – oni mogą nam wskazać kwestie, o których sami byśmy nie pomyśleli.
Słowo na
koniec
System
szkolnictwa wyższego w Polsce jest dalece nieoptymalny i to stanowi bodaj
najważniejszą przyczynę trudności, z którymi przypuszczalnie spotkacie się na
studiach doktoranckich. Jeżeli jednak zależy Wam – tak jak mnie – na ukończeniu
doktoratu lub nawet na późniejszej pracy naukowej, to możecie starać się rozwiązywać
niektóre problemy za pomocą oddolnych działań (co nie wyklucza jednoczesnych
prób zmiany całego systemu). Na przykład brak porządnych kursów uczelnianych,
które rozwijałyby praktyczne kompetencje akademickie, można w pewnym stopniu
zniwelować, urządzając z koleżankami i kolegami odpowiednią grupę roboczą. Mam
tu na myśli regularne spotkania polegające na przedstawianiu wyników swoich
badań i wzajemnym czytaniu tekstów, a następnie dyskusji na ich temat.
Inną możliwością jest szukanie okazji do wspólnej lektury publikacji naukowych, które autentycznie Was interesują, i rozmawiania o nich choćby z jedną czy dwiema osobami. Dziś mam wrażenie, że w moich studiach właśnie tego najbardziej brakowało.
Inną możliwością jest szukanie okazji do wspólnej lektury publikacji naukowych, które autentycznie Was interesują, i rozmawiania o nich choćby z jedną czy dwiema osobami. Dziś mam wrażenie, że w moich studiach właśnie tego najbardziej brakowało.
W jednostkowej
skali można również uczyć się na cudzych błędach. Kilka pozycji bibliograficznych,
które mogą być do tego przydatne, znajdziecie w programie
zajęć prowadzonych przeze mnie swego czasu pod kierunkiem pani profesor
Elżbiety Hałas. Na niniejszym blogu pisałem również o sposobach
wyszukiwania publikacji naukowych, przygotowywaniu
zgłoszeń konferencyjnych oraz społecznym
aspekcie konferencji. Serdecznie zapraszam do korzystania z tych i innych
źródeł – ćwiczenie warsztatu badawczego to ważna część drogi naukowej, nawet
jeżeli w Polsce jeszcze nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę.
Zachęcam
również do zastanawiania się nad takimi problematycznymi aspektami studiów
doktoranckich, jak zagadnienia ekonomiczne i psychologiczne. Nie chodzi o to,
aby trudności nas załamały (aczkolwiek w niektórych wypadkach rezygnacja ze
studiów będzie najlepszym wyborem i nie trzeba uznawać jej za życiową porażkę;
może być po prostu szukaniem innej drogi). Chodzi o to, abyśmy mieli ich
świadomość i potrafili sobie z nimi radzić – w takim stopniu, w jakim jest to
możliwe w lokalnych i światowych realiach szkolnictwa
wyższego.
Mojemu blogowi towarzyszy fanpage – zachęcam do zaglądania! A jeżeli ktoś chciałby wspierać złotówkami moją działalność internetową, można to robić tutaj.
Mojemu blogowi towarzyszy fanpage – zachęcam do zaglądania! A jeżeli ktoś chciałby wspierać złotówkami moją działalność internetową, można to robić tutaj.
PS. Czasami uzupełniam notkę o nowe treści. Jeżeli ktoś chciałby podsunąć swoje sugestie, zachęcam – nie mogę obiecać, że je uwzględnię, ale na pewno przynajmniej przemyślę.
Przede wszystkim należy się zastanowić, czy na te studia doktoranckie warto iść. Tekst sprzed kilku lat, ale wciąż, moim zdaniem, wart przeczytania: http://pfg.blox.pl/2010/05/Po-co-doktorat.html
OdpowiedzUsuńPolecam także http://100rsns.blogspot.com/ - bardziej z amerykańskiego i humanistycznego punktu widzenia.
Należy, dziękuję za link! Ale to, myślę, bardziej temat na notkę wiosenną, kiedy ludzie będą podejmowali decyzje w sprawie wyboru studiów doktoranckich. Wtedy prawdopodobnie do tego wrócę.
UsuńHmm zapisałam się na studia doktoranckie w wymienionym okresie 2017/2018 i nikt na moim kierunku nie dostał stypendium 60% wynagrodzenia asystenta (żadnego stypendium nie było poza socjalnym - podobno tak od 5 lat). Z całą resztą się zgadzam. Z tym, że dzielenie się spostrzeżeniami i notatkami z innymi doktorantami na własnym kierunku nie do końca jest dobrym rozwiązaniem. Podobno bywają przypadki publikowania czyjejś pracy w internecie, bez zgody autora,aby uniemożliwić mu publikację. Wszystko zależy jakich ludzi ma się w grupie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz!
Usuń1. Z tym brakiem stypendium to wygląda tak, jakby sytuacja była sprzeczna z przepisami ogólnopolskimi. W zalinkowanym tekście MNiSW pisze o tym następująco: „Dotacje otrzymują uczelnie publiczne i są zobowiązane przyznać stypendia doktoranckie dla co najmniej 50% uczestników studiów doktoranckich, rozpoczynających kształcenie od roku akademickiego 2017/2018”. Czy mógłbym spytać, jaka to instytucja (tutaj lub prywatnie: krawczykstanislaw@gmail.com)? Oczywiście to niezobowiązujące pytanie.
2. Co do notatek i spostrzeżeń – zgubiłem się chyba, czy to wiąże się z jakimś fragmentem mojego tekstu (na szybko nie przeczytam go znów w całości), czy to już dodatkowa kwestia? :-)
Z podstawowymi tezami tego tekstu trzeba się mocno zgodzić. Organizacja pracy (tej nad wyraz obszernej) to jest 60-70% efektu końcowego. Tak to przynajmniej sobie wyobrażam. Używam Skrivenera, którego specjalnie zakupiłem (a wcześniej przetestowałem). O ile z zadowoleniem stwierdzić mogę, że posiadam już cały szkielet mojego projektu (a nawet coś więcej niż szkic), o tyle wciąż nie za bardzo wiem, jak utworzyć optymalny system zbierania (a konkretniej: katalogowania) informacji - bibliografia książkowa, materiały internetowe, orzecznictwo, akty prawne.... Osobno, dla każdej lektury która czytam, robię notatki na bieżąco używając tableta a właściwie plików notatnika: jedna książka=jeden plik. Najlepiej byłoby chyba (?) stworzyć w ramach bibliografii (Zotero) identyczny "template" jak w moim konspekcie (zagnieżdżonym nawet na 5 poziomów), a następnie przypisywać konkretne źródło informacji do konkretnego katalogu. Ewentualnie rozważam wrzucanie do Zotero pozycji w ramach luźniejszych katalogów (np. internet, Podręcznik, Czasopismo&Artykuł, Judykatura, Legislatura, etc.) a wykorzystywanie ich oraz notowanie własnych komentarzy pozostawiam zakładce "Research" w Scrivenerze, bo to jednak on jest jądrem całej pracy. Kluczem do sukcesu będzie, jak sądzę, efektywne tagowanie materiałów w Zotero, przy czym zanim się zacznie tagowac, trzeba wykonać mapę tagów :-)
OdpowiedzUsuńNa tą chwilę moja bibliografia liczy 520 pozycji.
PS. Nie piszę doktoratu.
Pozdrawiam.
Ja sam mam wrażenie, że taki system zwykle kształtuje się w sposób spontaniczno-ewolucyjny. Trzeba tylko dać mu szansę powstania, karmić, gdy się formuje, i w razie czego przyciąć lub pokierować rozwojem w inną stronę. I wynik końcowy może być u każdej osoby inny. :)
Usuń(Przepraszam za późną odpowiedź!).
Ciekawy wpis. Do pracy doktoranckiej zostało mi jeszcze trochę czasu, ale w końcu i na to przyjdzie pora. Dopiero kończę studia i zauważyłam, że to co najbardziej mi pomagało to notatki znajomych, bo jednak warto jest spojrzeć na temat z kilku perspektyw. A jednak każdy notuje inaczej skupia się na innych rzeczach. Dlatego warto jest mieć jakieś zaufane ksero wroclaw, gdzie bez problemu uda nam sie wzbogacić o ksero notatek czy też książek :)
OdpowiedzUsuńCześć! Właśnie kończę studia magisterskie i rozważam kwestię studiów doktoranckich, lecz wiele osób mówi mi z czym to się wiąże. Słyszałem wiele opinii, że praca na uczelni wielkich dochodów nie przynosi, a na tytuł doktora napracować się trzeba. Twoje porady zresztą o tym mówią, dzięki za wpis! ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wpis mógł się przydać! Dodałbym tyle, że warto rozejrzeć się za tym, jak na danej uczelni mają działać szkoły doktorskie. One od tego roku wprowadzają wiele zmian.
UsuńTrochę się wszystko pozmieniało
OdpowiedzUsuńTo prawda, stąd i zastrzeżenie we wpisie.
Usuń.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAutor świetnie opisuje realia życia doktoranta, skupiając się na wyzwaniach i radościach związanych ze studiami doktoranckimi. Praktyczne rady dotyczące organizacji czasu i nastawienia to cenny wkład dla każdego, kto dopiero zaczyna tę trudną ścieżkę naukową. Wpis ma bardzo motywujący charakter.
OdpowiedzUsuń