Jeżeli PiS umieści w Sądzie Najwyższym takich samych ludzi, jak w Trybunale Konstytucyjnym, to nie spodziewajmy się nic dobrego. Upolitycznienie, niskie standardy moralne, niekompetencja – pod tym kątem prześwietlam dziewięć osób, które partia rządząca wprowadziła do Trybunału.
____________
Przyjaciele Prawa i Sprawiedliwości w Polskiej Fundacji Narodowej usiłują nas przekonać, że dzięki forsowanej przez partię reformie Sądu Najwyższego stanowiska sędziowskie zajmą „ludzie o najwyższych etycznych i moralnych kwalifikacjach” [1]. No to powiedzmy „sprawdzam” i przyjrzyjmy się sędziom i dublerom PiS w Trybunale Konstytucyjnym – innej kluczowej instytucji władzy sądowniczej, przejętej przez obóz rządzący w smutnym spektaklu, w którym prezydent, premier i posłowie PiS porzucili nawet pozory kultury prawnej i wielokrotnie złamali konstytucję.
Oprócz kwestii etycznych zajmę się stopniem upolitycznienia nominatów oraz ich kompetencjami merytorycznymi. Nie będą to jednak wyczerpujące opisy ani tym bardziej recenzje dorobku naukowego (a np. w wypadku prof. Lecha Morawskiego jest on znaczący). Skoncentruję się na tych cechach poszczególnych osób, które w moim przekonaniu przemawiają na niekorzyść strategii nominacyjnej PiS i każą z niepokojem podchodzić do możliwych zmian kadrowych w Sądzie Najwyższym.
Jest kogo sprawdzać, ponieważ od przełomu 2016 i 2017 roku kandydaci Prawa i Sprawiedliwości stanowią większość składu Trybunału oraz zajmują stanowiska prezesa i wiceprezesa (innymi słowy, nie minęło nawet półtora roku, nim nominaci jednej partii zdominowali ciało mające kontrolować ustawy uchwalane jej głosami).
1. Julia Przyłębska
Julia Przyłębska, w grudniu 2016 roku ogłoszona prezesem Trybunału Konstytucyjnego, pracowała jako sędzia w latach 1988–1998 (wcześniej zdała egzamin sędziowski z wynikiem dostatecznym). Następnie zrzekła się tego stanowiska i do 2007 roku działała w służbie dyplomatycznej. W roku 2001 próbowała wrócić do Sądu Okręgowego w Poznaniu, lecz – zgodnie z materiałami, do których dotarła „Gazeta Wyborcza” – otrzymała negatywną opinię kolegium tego sądu: siedem osób opowiedziało się przeciwko powrotowi, trzy wstrzymały się od głosu, nikt wniosku nie poparł. W uzasadnieniu w ślad za negatywną opinią wizytatorską wskazano na „brak stabilności orzecznictwa” i „wysoką absencję w pracy”, konkludując: „powrót do pracy p. sędzi nie będzie korzystny dla wymiaru sprawiedliwości”. Następnie w głosowaniu Zgromadzenia Ogólnego za powrotem Julii Przyłębskiej opowiedziało się jedynie 68 ze 174 głosujących. Mimo to w tym samym roku na podstawie wniosku Krajowej Rady Sądownictwa została ona powołana na stanowisko sędziego przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.
W negatywnej opinii sędzia wizytator Anna Rusek zwróciła uwagę na ponadprzeciętną liczbę apelacji od decyzji Przyłębskiej (szczególnie w roku 1995), niepokojące wiadomości o powodach uchylenia czterdziestu jej orzeczeń („Sąd nie przeprowadził żadnego postępowania dowodowego”, „Sąd pominął całkowicie podstawowy fakt na który powoływał się wnioskodawca w odwołaniu”, „Sąd nie zwrócił uwagi na zasadnicze rozbieżności pomiędzy dokumentami i zeznaniami świadków” etc.), sformułowaną w 1994 roku uwagę o przeterminowaniu 26 uzasadnień oraz dwa wytyki Sądu Apelacyjnego w Poznaniu z lat 1992 i 1994. W ocenie Anny Rusek „przyczyny uchyleń […] wskazują że pani sędzia Julia Przyłębska nie wyciągnęła z wytyków odpowiednich wniosków”. Nieznacznym czynnikiem łagodzącym może być uwaga końcowa: „Sytuacja obu Wydziałów Ubezpieczeń [Sądu Okręgowego w Poznaniu] jest bardzo ciężka, […] stąd w Wydziale [VIII] mogą pracować tylko sędziowie wykwalifikowani w dziedzinie ubezpieczeń społecznych, bardzo wydajni i których orzecznictwo jest na tyle stabilne, że nie grozi zwiększeniem pracy w wydziale”.
Julia Przyłębska (zdjęcie zaczerpnięte z Wikipedii, pierwotnie udostępnione przez Fakty RMF FM)
Na publikację powyższych materiałów Przyłębska zareagowała oświadczeniem zamieszczonym przez serwis wPolityce.pl. Obecnie, po kilkunastu latach, nie jest łatwo ocenić te kontrargumenty, można jednak odnotować wolne tempo działania kierowanego przez Julię Przyłębską Trybunału Konstytucyjnego. Jak pokazuje wykaz jego orzeczeń, w pierwszych sześciu miesiącach 2017 roku wydano tylko 17 wyroków. To taka sama liczba, jak w analogicznym okresie roku 2016, ale wtedy pracę Trybunału utrudniał chaos wywołany działaniami partii rządzącej. Teraz, kiedy już nominaci PiS sprawują w tej instytucji niekwestionowaną władzę, można by oczekiwać powrotu do dawnego tempa (32 wyroki w pierwszej połowie 2015 roku, 35 wyroków w pierwszej połowie roku 2014).
Ta nieskuteczność może wynikać częściowo z gwałtownego spadku liczby pytań prawnych zadawanych przez sądy, które najwyraźniej straciły do Trybunału zaufanie (i trudno je za to winić). Innym powodem jest jednak długotrwałe odsunięcie od orzekania trójki sędziów wybranych jeszcze w 2010 roku: Stanisława Rymara, Piotra Tulei i Marka Zubika. W tej sprawie 8 marca br. decyzję podjął trzyosobowy skład nominatów PiS (w tym dwóch dublerów), odpowiadając na wniosek złożony 11 stycznia przez Zbigniewa Ziobrę – zdaniem Prokuratora Generalnego Rymar, Tuleja i Zubik zostali wybrani w błędny sposób i nie należy ich uznawać za sędziów Trybunału Konstytucyjnego. O statusie tej trójki Trybunał miał postanowić po czterech miesiącach, 13 lipca br., jednak termin rozprawy został odwołany z uwagi na wniosek Rzecznika Praw Obywatelskich o wyłączenie jednego z sędziów z orzekania. Nowego terminu do tej pory nie wyznaczono.
Również sama Przyłębska jako sędzia się nie przemęcza, co punktuje Ewa Siedlecka:
Sama Julia Przyłębska nie wydała od swojego przyjścia do Trybunału, 20 miesięcy temu, ANI JEDNEGO WYROKU w sprawie, w której była sprawozdawcą. Wydała za to aż cztery postanowienia – czyli jedno co 5 miesięcy. W tym trzy o umorzeniu sprawy (czyli że nie będzie się nią dalej zajmować) i jedno postanowienie o odmowie wyłączenia sędziego (chodziło o wniosek RPO o wyłączenie z sądzenia sprawy dwóch dublerów).
Choć wsparcia merytorycznego można jej pozazdrościć. Ma dwie asystentki (przywiozła je ze sobą z Poznania, każda, wbrew prawu, ma jeszcze inne zatrudnienie: jedna w sądzie, druga w kancelarii adwokackiej) i aż pięciu doradców. Nie wiadomo, co te osoby robią, skoro nie ma efektów. Wiadomo natomiast, że pobierają pensję.
Co na to prezydent Andrzej Duda, który mówił 21 grudnia 2016 roku: „Powierzam Pani dziś niezwykle odpowiedzialne zadanie. […] To niezwykle ważne, aby tak istotny w kwestiach ustrojowych organ państwa, jakim w zakresie wymiaru sprawiedliwości […] jest Trybunał Konstytucyjny, odzyskał pełną zdolność do normalnej pracy”?
2. Mariusz Muszyński
W Trybunale Konstytucyjnym Mariusz Muszyński jest jednym z dublerów – kandydatów powołanych przez obecny Sejm na stanowiska, które zostały już prawomocnie obsadzone uchwałami Sejmu poprzedniej kadencji. W 2013 i 2014 roku należał do komitetu naukowego konferencji smoleńskich, w latach 2011–2015 był członkiem Trybunału Stanu z rekomendacji PiS, a w latach 2015–2017 pełnił funkcję wiceprzewodniczącego tej instytucji. To dość klarowne przejawy powiązań Muszyńskiego z interesami obecnej partii rządzącej.
Część bulwersujących doniesień, które wiążą się z Mariuszem Muszyńskim, jest już niestety niesprawdzalna. Dotyczą bowiem jego konta na Twitterze, a ono zostało skasowane wraz z ogłoszeniem trybunalskiej nominacji. Kopie tweetów, których autorstwo przypisuje się Muszyńskiemu – niewątpliwie odstręczających – można zobaczyć m.in. tu, tu, tu i tu, ale po usunięciu konta nie da się potwierdzić ich autentyczności. Ja skłaniam się do jej uznania, jednak nie mam w ręku rozstrzygających argumentów.
Osobna sprawa to wysunięty przez „Gazetę Wyborczą” zarzut, że Muszyński w latach dziewięćdziesiątych służył w wywiadzie, a potem zataił ten fakt przed Sejmem. Sprawa ta przez krótki czas była szeroka komentowana, nic mi jednak nie wiadomo o tym, aby informacje „Wyborczej” zostały w późniejszym okresie potwierdzone. Również tutaj zachowywałbym więc pewną ostrożność w sądach.
3. Lech Morawski
Nieżyjący już Lech Morawski brał udział w ciężkim wypadku drogowym i najprawdopodobniej był za niego odpowiedzialny. Wypadek miał miejsce w czerwcu 2015 roku, ale pół roku później nie przeszkodziło to obozowi PiS w ulokowaniu Morawskiego jako dublera w Trybunale Konstytucyjnym. Ponadto Morawski nie przyjechał na obronę pracy doktorskiej swojego doktoranta, Tymoteusza Marca. Z tego powodu obronę musiano przełożyć już po raz drugi – wcześniej nie odbyła się ona z powodu sprzeciwu części członków komisji [2]. Protestowali oni przeciwko wypowiedziom Morawskiego podczas konferencji w Oksfordzie, formułowanym tak, jakby był rzecznikiem rządu i większości parlamentarnej, a nie przedstawicielem niezależnej instytucji mającej kontrolować ich postępowanie.
Dla porządku dodajmy, że podobnie jak i Mariusz Muszyński, tak i Lech Morawski w 2013 i 2014 roku należał do komitetu naukowego konferencji smoleńskich. Ponadto w marcu 2014 roku został wybrany przez Sejm na sędziego Trybunału Stanu; jego kandydaturę zgłosił klub parlamentarny PiS.
Lech Morawski (zdjęcie zaczerpnięte z Wikipedii, pierwotnie udostępnione przez Oxford Poland Constitutional Symposium 2017)
4. Henryk Cioch
W 2011 roku Henryk Cioch uzyskał mandat senatora; kandydował jako bezpartyjny z listy Komitetu Wyborczego Prawo i Sprawiedliwość. W roku 2015 ponownie na tych samych zasadach startował w wyborach parlamentarnych, tym razem jednak nie otrzymał mandatu. W Trybunale Konstytucyjnym jest dublerem.
5. Piotr Pszczółkowski
W wyborach parlamentarnych w 2015 roku Piotr Pszczółkowski startował jako kandydat bezpartyjny z listy wyborczej Komitetu Wyborczego Prawa i Sprawiedliwość; otrzymał wówczas mandat poselski. Nieco wcześniej, w listopadzie 2014 roku, został zgłoszony przez PiS – bezskutecznie – jako kandydat na sędziego Trybunału Stanu. Według złożonego wtedy wniosku Pszczółkowski występował uprzednio na konferencjach smoleńskich, był też pełnomocnikiem części osób wykonujących prawa pokrzywdzonych ofiar katastrofy smoleńskiej (w tym pełnomocnikiem Jarosława Kaczyńskiego).
Zarazem Pszczółkowski jest jedynym znanym mi nominatem PiS, który po objęciu funkcji sędziego przynajmniej czasami podejmował działania niezgodne z oczekiwaniami obecnej władzy.
Piotr Pszczółkowski (zdjęcie zaczerpnięte z Wikipedii, pierwotnie udostępnione przez Adriana Grycuka na licencji CC BY-SA 3.0)
6. Zbigniew Jędrzejewski
Zbigniew Jędrzejewski został sędzią Trybunału Konstytucyjnego w kwietniu 2016 roku. Podczas dyskusji przed sejmową Komisją Sprawiedliwości i Praw Człowieka, zapytany o stosunek do uchwał obecnego Sejmu mających na celu unieważnienie wyboru pięciu sędziów Trybunału przez Sejm poprzedniej kadencji, odpowiedział: „ponieważ te pytania zmierzają jednak w kierunku nadania mi pewnej zdecydowanej opcji politycznej, jestem zmuszony do uchylenia się od odpowiedzi na to pytanie”. Indagowany dalej, dodał jednak: „Jeżeli Sejm zmienił tę decyzję, to nawet jeśli one są wadliwe, ale jest wybór nowych sędziów, to Trybunał nie może tego kwestionować. Musi to przyjąć do wiadomości i nie może być takiej sytuacji, że trzech sędziów przyjęto do urzędowania, dostają oni pieniądze, a nie są skierowani do orzekania”. Tuż przed tym Jędrzejewski przyznał również, że gdyby uczestniczył w głosowaniu nad uchwałą Rady Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego z 14 grudnia 2015 r. (apelującej do prezydenta, Sejmu i rządu o „pełne respektowanie ustroju Rzeczypospolitej Polskiej”), to „pewnie głosowałby przeciw”.
Na tej podstawie można przypuszczać, że poglądy Zbigniewa Jędrzejewskiego są bliskie zasadniczemu kierunkowi wprowadzanych przez PiS zmian w Trybunale Konstytucyjnym. Sugeruje tak również zdanie odrębne złożone przez Jędrzejewskiego do wyroku Trybunału z 11 sierpnia 2016 roku. Sędzia deklaruje tam między innymi, że Henryk Cioch, Lech Morawski i Mariusz Muszyński – przez wielu komentatorów słusznie określani mianem dublerów – są pełnoprawnymi członkami Trybunału Konstytucyjnego. O ile jednak taki pogląd jest dla mnie trudny do przyjęcia, o tyle muszę przyznać: skala politycznego zaangażowania Zbigniewa Jędrzejewskiego jest znacznie mniejsza niż np. Henryka Ciocha.
7. Michał Warciński
W grudniu 2015 roku Michał Warciński publicznie poparł linię polityczną PiS. Napisał wówczas w „Rzeczpospolitej”, że prezydent nie mógł zaprzysiąc piątki sędziów Trybunału Konstytucyjnego wybranych przez poprzedni Sejm, a zatem wszystkie te stanowiska mogą zostać zapełnione przez nominatów obecnej większości parlamentarnej. Istotną częścią argumentacji Warcińskiego było stwierdzenie, że według ówczesnej ustawy o Trybunale „prawo zgłaszania kandydatów przysługuje Prezydium Sejmu oraz grupie co najmniej 50 posłów. Reguła wykładni prawa nakazuje przyjąć, że spójnik «oraz» oznacza, że muszą być spełnione oba warunki”. Tymczasem kandydatów PO i PSL zgłosiło wyłącznie Prezydium.
Moim zdaniem taka interpretacja byłaby zawstydzająca dla każdego prawnika, a tym bardziej dla osoby, która krótko po wspomnianym artykule otrzymała stanowisko szefa Biura Analiz Sejmowych, rok później natomiast – sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Dlaczego?
Po pierwsze, zgodnie z drukiem sejmowym piątka sędziów zgłoszonych przez PiS 1 grudnia 2015 roku została wskazana w sposób podobny jak poprzednio: nie przez Prezydium Sejmu i grupę 50 posłów naraz, ale przez tylko jedną z tych instancji (w tym wypadku przez posłów). A stosowny przepis ustawy o Trybunale Konstytucyjnym nie został wcale zmieniony przez jej listopadową nowelizację, zresztą 1 grudnia jeszcze nawet nie weszła ona w życie.
Po drugie, artykuł 100 konstytucji mówi: „Kandydatów na posłów i senatorów mogą zgłaszać partie polityczne oraz wyborcy”. W myśl interpretacji Warcińskiego oznaczałoby to, że nielegalnie wyłoniony został cały obecny parlament, ponieważ kandydatów wskazywały albo partie, albo komitety wyborców, a nie jedne i drugie naraz. Konsekwentna lektura konstytucji pod kątem zastosowania spójnika „oraz” przynosi jeszcze wiele smakowitych przykładów.
Gmach Trybunału Konstytucyjnego (zdjęcie zaczerpnięte z Wikipedii,
udostępnione przez internautę o pseudonimie „Jurij” na licencji CC BY-SA 3.0)
8. Grzegorz Jędrejek
W dyskusji przed sejmową Komisją Sprawiedliwości i Praw Człowieka Grzegorz Jędrejek mówił: „Nie mam żadnych formalnych związków z PiS-em. Dzisiaj po raz pierwszy miałem okazję podać rękę […] osobom, które znam z telewizji. […] Natomiast dlaczego zostałem wystawiony [na kandydata]? Ze względu na swoje poglądy. Tak przypuszczam. […] Ze względu na poglądy, którym od wielu, wielu lat jestem wierny”. Jakie dokładnie to poglądy, nie wiadomo. Lektura dyskusji pokazuje natomiast, że Jędrejek zgadza się z wprowadzeniem trzech dublerów na miejsca zajęte w Trybunale Konstytucyjnym przez kandydatów prawomocnie wybranych przez Sejm poprzedniej kadencji. Krytycznie ocenia zaś rozproszoną kontrolę konstytucyjności, czyli samodzielne ocenianie zgodności prawa z ustawą zasadniczą przez dowolnego sędziego, który np. nie akceptuje orzeczeń wydawanych z udziałem dublerów. Mamy więc do czynienia z sytuacją taką jak w wypadku Zbigniewa Jędrzejewskiego.
9. Andrzej Zielonacki
Andrzej Zielonacki przez kilka lat był członkiem Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu. Podpisywał m.in. list w obronie wypowiedzi Krystyny Pawłowicz o osobach transpłciowych i homoseksualnych (stwierdzający, że „z punktu widzenia ewolucji homoseksualizm jest anomalią”) oraz Oświadczenie w sprawie próby prawnej promocji ideologii gender (posługujące się takimi sformułowaniami, jak „systematyczne manipulacje lewackich środowisk feministycznych, genderowych i LGBT”, „planowe niszczenie podstaw cywilizacji i kultury europejskiej” czy też „kolejny krok lewackiej rewolucji kulturowej”) [3]. Przed sejmowym głosowaniem nad jego kandydaturą Zielonacki potwierdził: „jestem konserwatystą i trudno poddawać to pod wątpliwość, tym bardziej że publicznie to państwu teraz deklaruję”. Opowiedział się również przeciwko prawnej regulacji związków partnerskich oraz związków homoseksualnych.
Gwoli rzetelności powinienem zaznaczyć, że w dyskusji dotyczącej jego kandydatury Zielonacki mówił również: „Nie mam zamiaru komentować wyroków Trybunału, a jeśli chodzi o sprawy, którymi Trybunał będzie się dopiero zajmował, tym bardziej nie powinienem wypowiadać się publicznie na ich temat”. I dalej: „niezależnie od posiadanych sympatii politycznych, które muszą zostać w szatni, sędzia Trybunału Konstytucyjnego jest od tego, aby badał zgodność ustawy z konstytucją i nie ma znaczenia, jaka większość sejmowa ją uchwaliła. […] Będę się trzymał tych samych zasad, którymi kierowałem się w dotychczasowym życiu zawodowym. Poglądy polityczne zostawiałem zawsze na wieszaku w szatni mojej kancelarii i tak będę czynił nadal”.
Mimo tych zastrzeżeń sądzę jednak, że kandydatura Zielonackiego odbiega od oczekiwań, które wobec sędziów Trybunału Konstytucyjnego sformułował poseł PiS Stanisław Piotrowicz w znanej nam już dyskusji nad kandydaturą Zbigniewa Jędrzejewskiego. Piotrowicz oddalał wtedy pytania o poglądy Jędrzejewskiego na temat roli Prawa i Sprawiedliwości w kryzysie konstytucyjnym, mówiąc: „Sędzia i kandydat na sędziego nie powinien ujawniać swoich poglądów politycznych, bo to go dyskwalifikuje”. Podobnie postępowali inni posłowie PiS: Małgorzata Wassermann, Włodzimierz Bernacki i Krystyna Pawłowicz. O słuszności tej zasady można pewnie dyskutować, ale trudno nie odnieść wrażenia, że obecnie jest ona wykorzystywana instrumentalnie. Jeżeli można przy jej użyciu uniemożliwić ujawnienie przekonań sędziego, który był dotąd wstrzemięźliwy w wypowiedziach publicznych, to właśnie tak się postępuje. Jeżeli zaś upolitycznienia kandydata nie sposób ukryć, to nagle wystarczająca okazuje się jego deklaracja, że będzie zawieszał własne poglądy przy orzekaniu.
I przeszkodą nie jest nawet to, że jeszcze w styczniu 2016 roku Zielonacki złożył podpis pod słowami: „Członkowie środowiska akademickiego zrzeszeni w Akademickich Klubach Obywatelskich wyrażają pełne wsparcie dla realizacji programu wyborczego PiS i zjednoczonej prawicy. […] Niepokojem napawa zachowanie i działalność opozycji, która […] w istocie dąży do unieważnienia decyzji wyborców. […] Zwracamy się do wszystkich Polaków z apelem o wspieranie rządu w realizacji niezbędnych reform” [4].
____________
Raz jeszcze: jeżeli chcemy się przekonać, jakich ludzi PiS wprowadzi do Sądu Najwyższego, to zobaczmy, kogo już umieścił w Trybunale Konstytucyjnym. Jeśli obóz rządzący będzie miał wolną rękę, to całkowity rozkład najważniejszego polskiego sądu jest bardzo prawdopodobny. W najlepszym razie znajdą się w nim nominaci niezwiązani wprost z partią, ale akceptujący niszczenie prawa i degradację instytucji państwowych; w najgorszym – ludzie, którzy byli sprawcami wypadków, nawoływali do popierania partii rządzącej albo po prostu startowali z jej list wyborczych.
A pod względem merytorycznym może być nawet gorzej niż w Trybunale, bo skoro PiS nie był w stanie znaleźć lepszych kandydatów niż Przyłębska i Warciński, to najwidoczniej jego ławka jest naprawdę krótka. Może trafi się jeszcze paru bezpartyjnych fachowców o wystarczająco prawomyślnych poglądach społecznych bądź prawnych (jak najnowszy kandydat, Justyn Piskorski, lub w mniejszym stopniu – już wspomniani Jędrzejewski i Jędrejek), ale co będzie, kiedy ta pula się wyczerpie? Pytanie retoryczne: czy PiS zaakceptuje specjalistów spoza własnej przestrzeni politycznej i światopoglądowej, czy raczej pójdzie w stronę osób gwarantujących serwilizm?
Porównując nominatów PiS z kandydatami powołanymi pod koniec poprzedniej kadencji Sejmu (Romanem Hauserem, Andrzejem Jakubeckim, Krzysztofem Ślebzakiem, Bronisławem Sitkiem i Andrzejem Sokalą, przy czym ostatnią dwójkę wybrano niekonstytucyjnie), nie mogę pozbyć się poczucia, że ci drudzy byliby po prostu znacznie lepszymi pracownikami Trybunału. Jeżeli ktoś potrafi zakwestionować ich kompetencje albo wskazać rażące u sędziów formy zaangażowania publicznego, niech tak uczyni; mnie się nie udało.
Partyjny Trybunał Konstytucyjny stał się parodią instytucji, do której powinni trafiać wybitni prawnicy pozostający poza bieżącymi konfliktami politycznymi. To, co dotąd było wyjątkiem od tej zasady, w obecnej kadencji Sejmu stało się normą. Z Sądem Najwyższym nie będzie inaczej i dlatego trzeba go bronić – łamanie konstytucji przez PiS, naganne już samo w sobie, nie prowadzi nas w stronę lepszego państwa, ale w stronę państwa partyjnych funkcjonariuszy.
*
Aby rozwijać swoją działalność publicystyczną na blogu i fanpage’u, utworzyłem profil w serwisie Patronite. Jeżeli chciał(a)byś wesprzeć to, czym się zajmuję, możesz to zrobić tutaj.
*
[1] Cytat pochodzi z odpowiedzi na jeden z zarzutów na dole strony „Sprawiedliwe Sądy”. Witryna jest częścią kampanii finansowanej nie z budżetu PiS, lecz ze środków publicznych wpłacanych przez spółki Skarbu Państwa na konto Polskiej Fundacji Narodowej. W mojej ocenie kampania nie odpowiada żadnemu z celów statutowych tej organizacji (dostępnych tutaj – trzeba kliknąć „Pobierz odpis KRS”), choć prezes PFN Cezary Jurkiewicz próbuje przekonywać, że jest zgodna z celem określonym jako „promocja i ochrona wizerunku Rzeczypospolitej Polskiej” (zob. też oświadczenie fundacji dla Polskiej Agencji Prasowej). Na Twitterze kampanię negatywnie ocenili również dziennikarze prawicowi, do których bardzo mi daleko: Rafał Ziemkiewicz, Łukasz Warzecha czy Krzysztof Feusette.
Dla pełnego obrazu można jeszcze dodać, że właścicielem domeny www.takjakbylo.pl – alternatywnego adresu strony „Sprawiedliwe Sądy” – jest firma Solvere, założona przez Piotra Matczuka i Annę Plakwicz, dawnych PR-owców Beaty Szydło.
[2] Tak jak wtedy pisałem, taką formę protestu uważam za karygodną – Tymoteusz Marzec ucierpiał na niej bardziej niż Lech Morawski.
[3] W świetle treści tego drugiego listu tragikomicznie brzmi późniejszy apel przewodniczącego poznańskiego AKO Stanisława Mikołajczaka i duszpasterza ks. Pawła Bortkiewicza: „Przeciwników poglądów wyrażonych w naszym oświadczeniu prosimy o racjonalność sądów oraz kulturę ich prezentacji”.
[4] Kłopotliwe dla Zielonackiego wydają się też dwie skargi złożone przez jego klientki. Do tych zarzutów trudno mi się jednak odnieść, gdyż dostępne publicznie informacje są bardzo skąpe.
Część linków do informacji, które dotyczą sędziów i dublerów Trybunału Konstytucyjnego, odnalazłem w poświęconych tym osobom hasłach w polskiej edycji Wikipedii. Wiadomości z tych haseł za każdym razem weryfikowałem w materiałach źródłowych.
Za przejrzenie wpisu i pomocne spostrzeżenia dziękuję Jankowi Popieluchowi.
PS. Już po napisaniu notki, 13 września, przyjrzałem się pobieżnie sylwetkom pozostałych sędziów Trybunału Konstytucyjnego wybranych w latach 2007–2015, przed obecną kadencją Sejmu. Z tego krótkiego przeglądu wynika, że sędziami zaangażowanymi w życie publiczne w sposób stosunkowo wyrazisty byli Mirosław Granat, Leon Kieres i Andrzej Rzepliński. Granat był ekspertem i członkiem rady programowej Instytutu Sobieskiego. Kieres dwukrotnie pełnił funkcję senatora, przy czym raz jako bezpartyjny startował w wyborach z listy Platformy Obywatelskiej; w międzyczasie również z ramienia PO został radnym sejmiku dolnośląskiego. Rzepliński natomiast, poza aktywnością medialną w ostatnich latach (częściowo związaną z tym, że jako prezes Trybunału reprezentował tę instytucję na zewnątrz w okresie kryzysu), bezskutecznie ubiegał się o stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich z rekomendacji Platformy.
Pozostaję przy stanowisku, że ta skala zaangażowania jest znacznie mniejsza niż w wypadku ogółu nominowanych przez ostatnie dwa lata sędziów i dublerów PiS. Trzeba też pamiętać, że osoby wybierane wcześniej musiały mieć poparcie więcej niż jednej partii, co sprzyjało powoływaniu relatywnie bezstronnych kandydatów.
Z usług naszej kancelarii korzysta naprawdę wielu Klientów. Jako Kacprzak & Kowalak (http://www.kacprzak.pl/) staramy się dbać o sprawiedliwość społeczną.
OdpowiedzUsuń