Po co jeździć na konferencje i wygłaszać referaty? Jak
radzić sobie ze stresem? Jak planować wystąpienia? O tym wszystkim w świecie naukowym
rozmawiamy zdecydowanie za mało.
Zapraszam do lektury kolejnego wpisu o praktycznych stronach życia akademickiego w Polsce (zwłaszcza w naukach humanistycznych i społecznych). Wcześniejsze notki na ten temat można znaleźć tutaj.
Do czego służą wystąpienia na
konferencjach?
1. Referaty konferencyjne to wizytówki – tak
pisałem jakiś czas temu i nadal tak uważam. Przez dwadzieścia minut nie posuniemy
naprzód stanu wiedzy naukowej, ale możemy zainteresować innych tym, co robimy.
Z tego prostego założenia płynie istotny wniosek praktyczny: przygotowując referat,
trzeba pomyśleć o słuchaczkach i słuchaczach. O czym i w jaki sposób opowiemy,
aby przyciągnąć ich uwagę właśnie na tej konferencji? Co zrobimy, aby wieczorne
wystąpienie w drugim dniu imprezy okazało się ciekawe dla ludzi zmęczonych innymi
referatami, a poranne – dla tych, którzy nie poszli spać o 22.00? Rdzeniem wszystkiego
pozostają nasze badania, ale kwestie komunikacyjne i retoryczne też trzeba koniecznie
brać pod uwagę.
2. Jednym
ze sposobów na świadome uwzględnienie komunikacyjnych aspektów referatu jest przyjęcie
retorycznej ramy „zastanawiania się na
głos nad danym problemem” lub „testowania pomysłów, które dopiero zostaną
rozwinięte”. To nie zawsze dobrze wypada na piśmie, ale w ustnym referacie
jak najbardziej jest miejsce na przedstawianie propozycji, pytań, wstępnych
rozważań. Robiąc to, zapraszamy do dyskusji, tworzymy przestrzeń dla odbiorców,
a przecież właśnie po to się z nimi spotkaliśmy. (Naturalnie istnieją wyjątki, takie
jak wykłady eksperckie, ale nie o nich teraz mówimy).
W
związku z tym nic nie stoi na przeszkodzie, aby potraktować referat np. jako
przygotowanie do przyszłego artykułu, w którym ujmiemy temat w bardziej
wiążący sposób. Nie wszystko musimy mieć dopięte na ostatni guzik; możemy też wprost
powiedzieć publiczności, że teraz jeszcze klarujemy pewne koncepcje, szukamy
rozwiązań jakiegoś problemu, weryfikujemy hipotezy.
Ale
uwaga: to nie jest powód, aby stawać przed mikrofonem bez żadnego
przygotowania. Istnieje różnica między ugruntowanymi wątpliwościami,
wypływającymi z przemyśleń, lektur i wstępnych badań, a niewiedzą spod znaku „Co
mi tam Arystoteles, dziś pod prysznicem pomyślałem, że…”. Zazwyczaj dobrze jest
też zaprezentować jakieś odpowiedzi, a nie wyłącznie pytania. I wreszcie proporcja
zagadnień „niedomkniętych” i „wyczerpanych” może się zmieniać w zależności od
formuły danego wydarzenia. Na warsztatach studencko-doktoranckich (jak krakowskie
Seminaria
Groznawcze) często wprost zachęca się uczestników do wysyłania tzw. work in progress, nieco inaczej natomiast
będzie na dużych konferencjach przyjmujących zgłoszenia z półrocznym
wyprzedzeniem (choć skądinąd takim imprezom też może towarzyszyć część
warsztatowa).
3. Postępy
w karierze akademickiej to głównie kwestia systematycznej pracy, stopniowego
budowania kompetencji, życiorysu i sieci kontaktów, a także mądrego korzystania
z dostępnych zasobów (rzecz jasna nierówno rozłożonych – nie wszystkich rodzice
wysyłali na wczesne lekcje angielskiego, nie wszyscy mieli okazję gromadzić
kapitał społeczny i kulturowy w liceach z czołówek rankingów, nie wszyscy
dostają od rodziny miejsce do mieszkania w wielkim mieście, i tak dalej). Bardzo rzadko zdarza się tak, by pojedyncze wystąpienie stanowiło
niepowtarzalną okazję do przełomu w karierze naukowej. Warto z
podwójną pieczołowitością przygotowywać się do ważnych konferencji, ale nawet jeśli
referat nie wyjdzie nam najlepiej, to jest jeszcze parę dyskusji, lunchów, wieczornych
imprez i przerw kawowych, podczas których możemy nawiązywać i wzmacniać akademickie
więzi. Co więcej, nasze wystąpienie jest tylko jednym z wielu i pozostali uczestnicy
nie będą od nas wymagali najlepszego referatu w historii nauki (my sami też nie
powinniśmy go oczekiwać ani od siebie, ani od innych). To krok na drodze, a nie
dzieło życia. Być może takie myślenie pomoże Wam odrobinę zmniejszyć stres związany
z wystąpieniami.
I
tak płynnie przechodzimy do kolejnej kwestii – kosztów psychologicznych i
możliwości ich redukowania.
Źródło zdjęcia: Wikimedia Commons, licencja CC BY 2.0
Stres konferencyjny
Wystąpienia
publiczne – w tym referaty na konferencjach – potrafią być bardzo stresującym
doświadczeniem. W pewnym stopniu zależy to od indywidualnych doświadczeń i różnic
psychologicznych, ale liczy się także staż oraz kontekst. Pierwsze wystąpienie po
angielsku na ważnej konferencji, na której niemal nikogo nie znamy, pewnie dla
prawie każdego z nas będzie o wiele większym obciążeniem niż polskojęzyczny referat
na kolejnych warsztatach wśród znajomych twarzy. Podobnie przedstawianie
własnych przemyśleń i wystawianie ich na potencjalną krytykę może być trudniejsze
niż omawianie cudzej pracy.
Stres objawia się bardzo różnie. Jedni muszą przed
wystąpieniem odwiedzić łazienkę (czasami więcej niż raz), inni dostają suchości
w gardle, dreszczy, gorączki bądź bólu żołądka, a jeszcze inni budzą się rano z
lękiem przed prezentacją. Bardzo różny jest też stopień, w jakim objawy te
można złagodzić: można spotkać się z relacjami osób, którym większość reakcji
stresowych z czasem minęła – nierzadko dzięki wytrwałym ćwiczeniom – ale i
takich, które musiały nauczyć się z nimi żyć.
Dla osób postronnych objawy stresu są zazwyczaj niewidzialne.
Ani publiczność, ani rozmówcy nie czują tego, co się dzieje w naszym
organizmie, kiedy występujemy lub szykujemy się do referatu. To jedna z
przyczyn, dla których o konferencyjnym stresie mało się mówi: łatwo ulec
złudzeniu, że to problem rzadki, jednostkowy i niewart wzmianki. Wszelako to
samo zjawisko ma też swoją dobrą stronę, którą trafnie wyraziła Alicja
Urbanik-Kopeć: „To jest rada na konferencje, ale na życie w sumie też. Otóż ludzie
nie wiedzą, jak bardzo się stresujesz, i łatwo ich oszukać”.
Istnieje
wiele technik radzenia sobie ze stresem. Poniżej przedstawiam parę przykładów, zaczynając
od sposobów myślenia o własnym referacie, a następnie przechodząc do rozwiązań
technicznych. Nie są to jednak rozwiązania działające u wszystkich tak samo; aby
wiedzieć, które z nich mogą Wam pomóc i w jakim stopniu, trzeba je indywidualnie
przemyśleć lub wypróbować (jeżeli oczywiście w ogóle ich potrzebujecie). Nie są
to również recepty na wszystkie konferencyjne problemy – dla przykładu, jeśli macie
poczucie przepracowania i braku czasu na porządne przygotowywanie wystąpień, to
może trzeba zacząć od prostego zmniejszenia liczby odwiedzanych konferencji.
1. Referatów
konferencyjnych nie traktowałbym jako próby przekonania publiczności do pewnej tezy
(chyba że chcemy np. zwrócić na siebie uwagę, polemizując z powszechnie
przyjmowaną koncepcją lub cenioną badaczką), ale jako sposobność do podzielenia się z innymi własną pasją. Generalnie
tematy wystąpień wybieramy samodzielnie i mówimy o tym, co sami robimy, co szczerze
nas interesuje. Być może spojrzenie na konferencje od tej strony ułatwi Wam mentalne przeniesienie wystąpień z kategorii „trudnego zadania” do przegródki
„mówienia o ciekawych sprawach”.
2. W polskim systemie edukacji nie ćwiczymy sztuki wystąpień publicznych – ani na studiach
(licencjackich, magisterskich, doktoranckich), ani w szkole. Umiemy tyle, ile nauczyliśmy
się na własnych błędach, ewentualnie na cudzych. Dlatego nie ma powodu, aby
ktoś spodziewał się po nas cudów retoryki, zwłaszcza jeśli jesteśmy tylko
doktorant(k)ami czy nawet student(k)ami. Ćwiczyć trzeba, ale jeżeli pewne
rzeczy nie wychodzą, to może po prostu na tym etapie mamy prawo jeszcze nie wszystko
wiedzieć i umieć?
3. Jeśli w sali są osoby, które lubimy, przydatna może
okazać się myśl o tym, że nas słuchają i nam kibicują.
4. Jednej
z takich osób możemy też zaprezentować nasz
temat przed terminem wystąpienia. Nie jest wykluczone, że otrzymamy
cenne uwagi merytoryczne lub formalne, ale przede wszystkim przekonamy się, że umiemy
wygłosić referat i nie następuje przy tym katastrofa. Intelektualna świadomość
tego faktu jest czym innym niż jego doświadczenie, i czym innym niż znalezienie
potwierdzenia w oczach kogoś, kto jest dla nas ważny. A jeśli do tego nasz(a)
słuchacz(ka) nie zna dobrze problematyki naszych badań, to pewnie będzie pod
wrażeniem naszej wiedzy i taka informacja zwrotna też ma szansę zmniejszyć poziom
stresu.
5. Może
zdarzyć się i tak, że najskuteczniejszą doraźną pomocą będzie zażycie jakiegoś środka uspokajającego. Nie demonizowałbym tego
rozwiązania, ale też raczej nie stosowałbym go regularnie bez konsultacji z
kimś, kto zna się na medycynie. Znajoma lekarka podpowiada również, że nie należy zażywać takich środków po raz pierwszy tuż przed referatem, bo może się okazać, że wystąpią silne efekty uboczne (i np. prawie zaśniemy na scenie).
6. Dobre przygotowanie merytoryczne również może dopomóc w redukcji
stresu. Gotowy plik z prezentacją, opracowane notatki, kilkakrotne
wyszlifowanie pierwszego zdania, wypowiedzenie całego referatu na głos na dzień
przed terminem – niejedną osobę to uspokoi. Tak jak i w innych przypadkach nie
jest to jednak żelazna reguła, a w dodatku kryją się tutaj pewne pułapki; np. perfekcjonizm
i prokrastynacja łatwo tworzą morderczy miks („nie zrobię tego wystarczająco
dobrze, więc nie będę nawet zaczynać, dopóki nie przyjdzie ostatnia noc przed
wystąpieniem”). Pracę warto zaczynać z założeniem, że referat istniejący jest lepszy od idealnego.
Źródło zdjęcia: Benoit Rochon, Wikimedia Commons, licencja CC BY 3.0
Planowanie
referatu
Słuchaczki
i słuchacze mają ograniczone zdolności koncentracji, a Wasz referat nie będzie
jedynym wystąpieniem w danym dniu. Oto kilka wskazówek, jak odnaleźć się w tej
sytuacji. Jak zawsze są to jedynie sugestie, a nie bezwzględne prawidła
postępowania.
1. Jeżeli wystąpienie
nie zainteresuje odbiorców w pierwszych minutach, później może to być bardzo
trudne. Zachęcam więc do tego, by odpowiednio przygotować początek
referatu. Można zacząć od zagadki (inaczej mówiąc: od pytania, które będzie
ciekawe, zaskakujące, a nawet absurdalne) i następnie prowadzić publiczność do
jej rozwiązania. Można podać nieoczywistą tezę lub wynik badań i zapowiedzieć kolejne.
Można przyszykować anegdotę związaną z tym, o czym chcemy mówić. Tyle możliwości!
2. Nad pierwszymi
zdaniami mamy największą kontrolę – nie musimy się spieszyć, nie
jesteśmy też związani wcześniejszym biegiem wystąpienia. Jednocześnie może to
być najbardziej stresujący moment. Dlatego warto rozważyć parokrotne
przećwiczenie tych kilku zdań przed referatem (ja sam mam taki zwyczaj).
3. Dobrze jest również
dopracować zakończenie, bo to od niego zależy, z czym zostawicie publiczność. Ostatnie zdania referatu są dobrym momentem na powtórzenie najważniejszej
tezy albo wskazanie najciekawszego problemu. Można także
powiedzieć, w jaki sposób Wasze badania mogą się przydać innym albo co wnoszą do
stanu wiedzy.
I
jeszcze parę innych spostrzeżeń:
4. Plik
z prezentacją pełni wiele funkcji; jedną z nich jest nadawanie porządku wystąpieniu. Dla
mnie samego to właśnie praca nad slajdami często jest okresem ustalania struktury
referatu. Przy tej okazji można też zastanowić się nad tym, jak zasygnalizować ową
strukturę publiczności. Może warto np. trzymać się zasady „początek każdej nowej sekcji to slajd z ilustracją” albo nadawać kolejnym częściom pliku nieco inną kolorystykę?
5. Jeśli korzystacie
z prezentacji, przygotujcie się na apokalipsę zombie. Weźcie ze sobą
plik w trzech różnych formatach (pptx, ppt, pdf), na dwóch różnych pendrive’ach, na wypadek gdyby jeden wpadł do herbaty. Zachowajcie
kopię na swoim koncie mailowym, a także na laptopie, jeżeli bierzecie go ze
sobą. Możecie nawet zawczasu wydrukować slajdy (po kilka na stronie),
żeby przynajmniej mieć je przed oczami, jeśli z niewyjaśnionych przyczyn Wasz
plik nie będzie się otwierał na komputerze konferencyjnym. Choć tej ostatniej
pułapki z reguły można uniknąć, zapisując zawczasu prezentację w docelowym
folderze i sprawdzając, czy działa.
6. Sygnalizowałem
już wcześniej, że można z wyprzedzeniem wypowiedzieć cały referat na głos.
Nie wszyscy to lubią, ale zachęcałbym przynamniej do wypróbowania takiej możliwości. W ten sposób można przetestować newralgiczne miejsca, zlokalizować
fragmenty niedopracowane, a także sprawdzić ze stoperem w ręku, czy nie mówimy za
długo. Spotkałem się też z pomysłem nagrywania własnego wystąpienia i parokrotnego
odsłuchiwania go choćby w tramwajach, aby lepiej utrwalić je sobie w głowie.
*
Na
tym na razie koniec. W następnym odcinku zajmę się tym, co ma miejsce w trakcie
wystąpienia, a więc np. tym, jak mówić. Poruszę również temat referatów
odczytywanych z kartki.
[PS. Słusznie wskazano mi, że wśród czytelniczek i czytelników tego wpisu będą również osoby prowadzące zajęcia ze student(k)ami. Jeśli tak, to zachęcam: pomyślcie o tym, czy podczas zajęć nie da się poćwiczyć z grupą jakiegoś elementu wystąpień przed publicznością (nie tylko referatów konferencyjnych) albo chociaż o nich porozmawiać. Mogłaby to być np. część zaliczenia. Jasne, sami niekoniecznie jesteśmy specjalist(k)ami, a program prowadzonego przedmiotu nie zawsze pozwala na takie wybryki – ale jeśli istnieje taka możliwość, to nawet niedoskonałe i pobieżne poruszenie tej tematyki może się wielu osobom przydać].
[PS. Słusznie wskazano mi, że wśród czytelniczek i czytelników tego wpisu będą również osoby prowadzące zajęcia ze student(k)ami. Jeśli tak, to zachęcam: pomyślcie o tym, czy podczas zajęć nie da się poćwiczyć z grupą jakiegoś elementu wystąpień przed publicznością (nie tylko referatów konferencyjnych) albo chociaż o nich porozmawiać. Mogłaby to być np. część zaliczenia. Jasne, sami niekoniecznie jesteśmy specjalist(k)ami, a program prowadzonego przedmiotu nie zawsze pozwala na takie wybryki – ale jeśli istnieje taka możliwość, to nawet niedoskonałe i pobieżne poruszenie tej tematyki może się wielu osobom przydać].
*
Inspiracją do napisania tej i następnej notki były dla mnie wypowiedzi Basi Borkowskiej, Kasi Czajka-Kominiarczuk, Olgi Drath,
Pauli Drewniak, Moniki Helak, Adama Kasprzaka, Anny Krawczak, Jacka Olendra, Magdaleny Piekarskiej, Hanny Raszewskiej-Kursy,
Piotra Sterczewskiego, Alicji Urbanik-Kopeć, Anki Wandzel, Marcina Zaroda i Ewy
Zegler-Poleskiej. Wszystkim im bardzo dziękuję.
Oprócz bloga prowadzę fanpage – zapraszam do zaglądania. A gdyby ktoś chciał wspierać moją publicystykę złotówkami, można to
zrobić za pośrednictwem profilu
w serwisie Patronite.
Studentom udzielam następujących trzech rad:
OdpowiedzUsuń1. Kiedyś jedna aktorka (Maggie Smith?) powiedziała, że jak nie będzie miała tremy przed graniem, to znaczy, że przestała być aktorką. Wygłaszam kilkanaście odczytów i referatów rocznie od kilkunastu lat, wykładam, wygłaszałem już key note lectures dla tysiąca naukowców (not kidding you), i zawsze mam tremę.
2. Jeśli miałbym udzielić jednej krótkiej rady, to tej: przed referatem wygłoś go dla siebie. Koniecznie NA GŁOS i stojąc. Chociaż raz. Zobaczysz, gdzie się zatykasz, zobaczysz, gdzie brakuje Ci slajdu, a gdzie masz o dwa za dużo. Jeśli masz wątpliwości, powtórz jeszcze raz. Jeśli to zrobisz, wszystko będzie dobrze.
3. Nigdy nie ucz się na pamięć, nigdy nie czytaj z kartki. Lepszy referat wydukany "od siebie" niż idealnie napisany i przeczytany. Wybierz sobie osobę z pierwszego rzędu i opowiedz jej swoją historię.
Przepraszam, przegapiłem komentarz! Dziękuję za niego, myślę, że to cenne rady – choć może nie u każdego się sprawdzą. W szczególności czytanie z kartki jest moim zdaniem do przyjęcia jako sposób radzenia sobie z konferencyjnym stresem (aczkolwiek sam do tego, by w miarę możliwości unikać tej formuły, a jeśli już trzeba, to przygotować tekst „do mówienia”, a nie „do czytania”). Będę to jeszcze rozwijał, kiedy zmobilizuję się do napisania następnej notki.
UsuńŚwietny wpis. Bardzo pomocny, zwłaszcza dla osób początkujących, jak ja. Częsty problem młodych ludzi to chęć pokazania wszystkiego, co do tej pory w danym temacie udało im się osiągnąć, badań, które przeprowadzili itp. Wychodzi z tego właśnie "dzieło życia". Bardzo motywująco zadzialało na mnie stwierdzenie (z pozoru tylko oczywiste), że przecież nic się nie stanie, jeśli coś pójdzie nie tak, bo jest to zaledwie pierwszy krok w drodze :) Dziękuję serdecznie za ten post!
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz, bardzo mi miło, że wpis mógł się przydać!
UsuńReferaty to coś czego bardzo unikam zawsze na konferencjach. Za dużo stresu to kosztuje, wypowiadanie się przed przełożonymi :(
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńNa szczęście dziś w Szkołach Doktorskich mamy przedmiot dotyczący wystąpień publicznych. Jednak uważam, że wystąpienia przed małą grupą to nic w porównaniu do konferencji, ale to zawsze jakiś trening. Pozostało tylko powiedzieć: praktyka czyni mistrza :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wpis, przede mną pierwszy referat konferencyjny.
Miło mi, że wpis ciągle jeszcze się czasem przydaje. :-) Powodzenia na konferencji!
UsuńSuper tekst! Bardzo miło się to czyta :)
OdpowiedzUsuńBardzo dużo przydatnych informacji. Dziękuję!
OdpowiedzUsuń