Co mówił Stachowiak? Otóż najpierw – że dziś
już nieprawomocne są pewne przeszłe formy traktowania pracowników i pracownic
jak rzeczy. Nieprawomocne, czyli niemile widziane, przynajmniej w przestrzeni
publicznej. Gdyby ktoś dzisiaj powiedział, że pracownik jest żywym narzędziem, zaraz
rozległyby się głosy oburzenia. Tak samo by było, gdyby ktoś otwarcie zachwalał
– powiedzmy – krzyczenie na zatrudnionych jako metodę zarządzania.
Nie znaczy to jednak, że uprzedmiotowienie
zniknęło. Pojawiły się bowiem jego nowe postacie, które widać między innymi w
języku. Weźmy choćby takie metafory, jak „kapitał ludzki”, „odsiewanie
pracowników przy rekrutacji” lub „przesuwanie pracowników z działu do działu”. Wydaje
się rzeczą interesującą, że w świecie zarządzania o osobach wykonujących pracę
mówi się tak, jak mówiłoby się o obiektach nieożywionych. Z kolei psychologowie
i psycholożki w tym środowisku poszukują niekiedy „blokad”, które należy „zwolnić”,
by pracownicza energia mogła swobodnie płynąć. Trochę tak, jakby człowiek był… tamą.
Jerzy Stachowiak przywoływał również rozmaite
ciekawostki historyczne. Wskazywał na przykład, że na przełomie XIX i XX wieku
w USA Frederick W. Taylor stwierdził, iż ludzie zatrudnieni w przemyśle działają
zbyt wolno. Promował więc taką metodę zarządzania, która przyspieszy ich pracę
(polegającą na prostych, powtarzalnych czynnościach). W zamian proponował
podwyżki. Stało za tym przekonanie, że człowiek jest chciwy i pracuje dla
pieniędzy, toteż przy wyższych zarobkach powinien pogodzić się ze zmęczeniem.
Zmęczenie było w ogóle zasadniczym
problemem dla myślicieli zajmujących się pracą. Wylano hektolitry atramentu, rozważając,
co by tu zrobić z człowiekiem, który się męczy, a przez to nie działa tak
sprawnie jak maszyna. Zastanawiano się między innymi nad tym, jaka powinna być
podaż kaloryczna, aby ludzie mogli pracować jak najdłużej. I otwarcie uskarżano
się na to, że człowiek nie może pracować bez przerwy.
Amerykańska kultura zarządzania była i
jest przy tym wzorcem dla menedżerów wielu innych krajów. Już w międzywojniu z
Polski do Stanów Zjednoczonych wyruszały delegacje, które starały się podebrać
z USA techniki sterowania ludzką pracą, a następnie wdrożyć je w kraju.
Czy istnieje wyjście z tego języka i sposobu
myślenia? Czy jest coś alternatywa dla ucywilizowanego uprzedmiotowienia? Być
może są nią – dajmy na to – spółdzielnie? O to pytał Jacek Burski, zauważając
zarazem, że ów proces cywilizowania może być zarazem pułapką. Owszem, chroni
pracujących przed niejedną formą przemocy, ale ukrywa przedmiotowy charakter
relacji pracy.
Na te pytania spotkanie nie dało raczej jednoznacznej odpowiedzi. Niemniej nazwanie problemu to już coś.
Spotkanie odbyło się w klubokawiarni Recepcja we Wrocławiu w ramach cyklu SocjoPercepcja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz