Najkrócej mówiąc – niezbyt. A szerzej?
Gdyby PiS zrobił coś, co w dużym stopniu napędziło inflację, byłaby w Polsce wyższa niż w innych krajach naszego regionu. A jak jest naprawdę? Oto wysokość inflacji w lipcu według Eurostatu:
Słowenia: 11,7%
Chorwacja: 12,7%
Słowacja: 12,8%
Rumunia: 13%
Polska: 14,2%
Węgry: 14,7%
Bułgaria: 14,9%
Czechy: 17,3%
Litwa: 20,9%
Łotwa: 21,3%
Estonia: 23,2%
Widać, że Polska nie jest żadnym wyjątkiem, a więc nasza wewnętrzna polityka nie jest istotnym powodem wzrostu inflacji. Ewentualnie ktoś mógłby twierdzić, że każde państwo w regionie w podobny sposób przyczyniło się do tego zjawiska – ale to trzeba by było dopiero wykazać. Nic mi nie wiadomo o tym, aby ktoś w Polsce podjął choćby taką próbę.
Jednocześnie według tych samych danych zachodnie państwa UE mają przeciętnie niższy poziom inflacji. Zobaczmy:
Francja: 6,8%
Malta: 6,8%
Finlandia: 8%
Szwecja: 8,3%
Włochy: 8,4%
Niemcy: 8,5%
Luksemburg: 9,3%
Austria: 9,4%
Portugalia: 9,4%
Dania: 9,6%
Irlandia: 9,6%
Belgia: 10,4%
Cypr: 10,6%
Hiszpania: 10,7%
Grecja: 11,3%
Holandia: 11,6%
Co się tu dzieje? Jak to wyjaśnić? Z pomocą przychodzi sam Eurostat. Wskazuje kilka przyczyn, z których zwrócę uwagę na jedną:
„Państwa różnią się pod względem generalnego poziomu dochodów. Może to wpływać pośrednio na inflację ze względu na różne wzorce konsumpcji. Na przykład w pewnych krajach większą część wydatków przeznacza się na żywność, która z reguły cechuje się wyższym poziomem inflacji. To prowadzi do wzrostu ogólnej wartości inflacji w tych krajach, ponieważ żywność ma większą «wagę» w ich koszykach zakupowych”.
Na stronie Eurostatu można kliknąć napis „Click to enlarge and compare countries” i samodzielnie zapoznać się z udziałem cen żywności (a także innych wybranych dóbr) w koszykach zakupowych części europejskich krajów. Nie ma tam akurat danych dla Polski, ale od razu zobaczymy, że największy udział charakteryzuje Słowację (19,1%), Estonię (19,9%), Łotwę (24,4%) i Litwę (29,4%). Już ten wstępny przegląd pokazuje, że ogólna struktura gospodarki krajów regionu ma nieporównanie większy wpływ na inflację niż jakakolwiek polityka PiS.
Nie znaczy to jeszcze, że PiS prowadzi w ostatnich latach dobrą politykę gospodarczą (moim zdaniem prowadzi złą, ale to odrębna dyskusja). Znaczy jedynie tyle, że partia rządząca nie odpowiada w istotnym stopniu za ogólną wysokość inflacji. Być może nieznacznie przyczyniła się do jej wzrostu, ale – właśnie – najwyżej nieznacznie.
Czy te dane będą miały wpływ na nastroje polityczne w Polsce? Nie sądzę. Dla PiS i tak idą ciężkie czasy, a szybki wzrost inflacji jest zbyt nęcącym zjawiskiem, aby liczni opozycyjni politycy i nieprzychylni rządowi komentatorzy przestali się do niego odnosić. Apele osób takich jak Grzegorz Sroczyński pozostaną głosem wołającego na puszczy.
Z mojej perspektywy jest to zresztą kwestia paradoksalna. Widzę bardzo wiele powodów, dla których PiS powinien stracić władzę, również ekonomicznych – tyle że nie należy do nich akurat poziom inflacji.
PS. W zestawieniu dotyczącym inflacji w Europie Zachodniej pominąłem państwa, które nie należą do UE, choć Eurostat podaje dane na ich temat (Szwajcaria: 3,3%, Islandia: 6,4%, Norwegia: 7,3%). Kwalifikacja państw do „naszego regionu” lub „Europy Zachodniej” jest zawsze umowna, można przerzucić część krajów z jednej kategorii do drugiej – nie zmieni to ogólnego obrazu.
PPS. Dla porządku przypomnijmy: inflacja 14,2% oznacza, że towary i usługi w Polsce kosztowały w lipcu 2022 roku *przeciętnie* o 14,2% więcej niż w lipcu 2021 roku. Nie znaczy to, że każde dobro podrożało właśnie o tyle! Dla przykładu, w czerwcu Marcin Klucznik z Polskiego Instytutu Ekonomicznego wskazywał, „że najmocniej rosną ceny żywności, paliw i energii – odpowiadają za około 66 proc. obecnej inflacji”.
Moją publicystykę można wspierać złotówkami w serwisie Patronite.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz