czwartek, 18 sierpnia 2022

Polityka i samoorganizacja


Chyba zbyt wiele mówimy o partiach politycznych, a zbyt mało – o społecznej samoorganizacji.

Polityka parlamentarna jest istotna. Na tym szczeblu zapadają decyzje, które mogą wpłynąć na życie milionów ludzi. Jedna z możliwych strategii lewicy w Polsce polega na próbach stopniowego zwiększania udziału w Sejmie i Senacie, aby najpierw przyczynić się do uchwalania lepszych ustaw, a w przyszłości wygrać wybory i móc realizować własny program.
Nie wiadomo jednak, ile ten marsz przez instytucje potrwa. Być może będzie naprawdę długi. Maksimum wpływów, jakie w ciągu najbliższych kilku lat ma szansę osiągnąć polska lewica parlamentarna, to przypuszczalnie parę stanowisk (wice)ministerialnych w ramach niestabilnej koalicji, której głównym spoiwem była chęć odsunięcia PiS od władzy.
Nie chcę tu wchodzić w dyskusję nad tym, czy lewica – zwłaszcza najbliższa mi w parlamencie partia Razem – powinna dążyć do uczestnictwa w takiej koalicji. Chcę powiedzieć, że raczej nie ma scenariusza, w jakim w bliskiej przyszłości będziemy mieć w Polsce lewicową politykę. Nie licząc pojedynczych jej elementów, które mogą ewentualnie być wprowadzane przez inne partie (niekiedy mocno inspirujące się lewicowym programem).
Ta obserwacja nie jest nowa. Nie oznacza też, że potępiam wysiłki osób, które pomimo niekorzystnych warunków wierzą w długoterminowy sukces lewicowej polityki parlamentarnej. I na pewno nie podpiszę się pod głosami przedstawiającymi działalność w partiach politycznych jako czyste karierowiczostwo.
Skoro jednak wpływ programu partii lewicowych na bieżącą polską rzeczywistość jest bardzo ograniczony, warto zadać sobie pytanie o inne sposoby kształtowania tej rzeczywistości.
*
Jedną z tradycji lewicowych jest anarchizm. Jego aspekt krytyczny – głęboki sceptycyzm wobec państwa – idzie w parze z aspektem konstruktywnym. Anarchist(k)om zawdzięczamy wiele praktycznych pomysłów na tworzenie inicjatyw, wydarzeń i sieci wsparcia, które mogą powstawać niezależnie od polityki parlamentarnej.
W ostatnich latach w Polsce taka zbiorowa samoorganizacja stała się nieco bardziej widoczna, między innymi dzięki kolektywowi Stop Bzdurom (przy tej okazji zachęcam do śledzenia Xaviera Wolińskiego i jego projektu Wolnelewo). Nieformalnych grup działających w ten sposób było i jest jednak wiele. Zresztą jeżeli chcemy lepiej poznać praktyki samoorganizacji, to można sięgnąć również do miejsc, w których nie ma ona żadnego bezpośredniego związku z lewicą.
Sęk w tym, że sam rzadko myślę albo rozmawiam o samoorganizacji. O wiele częściej dyskutuję ze znajomymi o polityce parlamentarnej, dotyczy jej też znacznie więcej treści w diecie informacyjnej, którą ułożyłem sobie z e-mailowych newsletterów oraz profili obserwowanych w mediów społecznościowych.
Nie jest to raczej mój indywidualny problem. Treści związane z partyjną polityką są bardzo silnie obecne również w tradycyjnych mediach; treści związane z samoorganizacją często trzeba samodzielnie wyszukiwać. A przecież może mieć ona wyraźny, uchwytny wpływ na nas i nasze otoczenie.
Samoorganizacja może aktywnie wykorzystywać istniejące ramy prawne, jak w przypadku spółdzielni lub związków zawodowych. Może też jednak je ignorować i przybierać formę spontanicznych manifestacji, wspólnotowego dzielenia się wiedzą, budowania sieci kontaktów eksperckich [np. z prawni(cz)kami wspierającymi osoby represjonowane).
*
Nie jestem pewien, czy w inny sposób niż poprzez wąsko rozumianą politykę można zmierzyć się z tak istotnymi problemami, jak katastrofa klimatyczna. Niemniej nabieram przekonania, że w zbiorowej samoorganizacji tkwi duży potencjał zmian życiowych (a pośrednio też szerszych, społecznych), któremu ja i wielu moich znajomych poświęcamy nieporównanie mniej uwagi niż partiom i parlamentom. A chyba szkoda.
Wpis zainspirowany rozmową z Frankiem Krawczykiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz