Eksperyment myślowy. Załóżmy, że jakiś pisarz publicznie deklarowałby jako swoje „credo polityczne”:
1. „Powoływanie się na Boga jest groźnym przeżytkiem ideologii
nazistowskiej”.
2. „W obecnej formie prawica kieruje się w pierwszej kolejności do przedstawicieli marginesu społecznego”.
3. „Konserwatyzm jest obrzydliwą toksyczną ideologią opartą na wielopiętrowym kłamstwie”.
4. „Dostrzegam konieczność powstrzymania ekspansji agresywnych sekt i religii inwazyjnych. Szczególny mój niepokój budzi chrześcijaństwo”.
5. „Odnośnie kwestii katolickiej – jestem zwolennikiem wolności osobistej i prawa do szukania szczęścia oraz samorealizacji. Niech każdy robi to po swojemu. Zarazem niepokoi mnie lawinowo rosnąca agresja aktywistów wywodzących się z tych środowisk oraz nieustanne przesuwanie granic w kierunku uznania gwałcenia dzieci i tuszowania tych gwałtów za «normę»”.
Czy ktoś taki byłby dobrym kandydatem do honorowej roli gościa na konwencie fantastyki? Bo ja akurat myślę, że nie bardzo. Szczególnie gdyby w ostatnich latach prezydent kraju wołał: „Próbuje się nam wmówić, że prawica to ludzie”, gdyby przyszły minister edukacji i nauki mówił o aktywistach katolickich: „Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym”, gdyby bojówki lewicowych gejów łamały kości uczestnikom procesji Bożego Ciała itd., itd. Czyli gdyby to prawicowcy i katolicy byli w Polsce dyskryminowani.
Konwent Worldcon z 2014 roku, zdj. Johan Jönsson, lic. CC BY-SA 4.0, źródło: Wikipedia
Andrzej Pilipiuk wypowiada się dokładnie w taki sposób, tylko przeciw innym wrogom: feminizmowi, islamowi, zwolenni(cz)kom legalności przerywania ciąży czy też elementarnej równości dla osób LGBT+. Pięć cytatów, od których zacząłem, pochodzi tylko z jednego tekstu (link 1, link 2), nie trzeba było szukać daleko. A gdyby poszukać, to bez trudu znajdziemy więcej.
Jakoś przeżyję fakt, że organizatorzy i organizatorki części konwentów zapraszają imiennie pisarza, który w ten sposób się wypowiada. Mają swoje argumenty, związane np. z wkładem Andrzeja Pilipiuka w historię polskiej fantastyki oraz profilem tematycznym jego punktów programu (innym niż przedstawianie „credo politycznego”). Średnio mi to odpowiada, ale cóż, trudno.
Chyba więc inni też mogą przyjąć do wiadomości, że jakaś impreza nie chce nadawać statusu VIP-a osobie głoszącej taki, a nie inny przekaz. Zwłaszcza wtedy, gdy pisarstwo, aktywność konwentowa i publiczne wypowiedzi Pilipiuka wiążą się ze sobą w tak wyraźny sposób. Sam przecież mówi: „Moje poglądy i proza są na tyle zbieżne, że gdy po moją książkę sięgnie zadeklarowana feministka bądź lewak, to odrzuci ją po pierwszych rozdziałach”. Sam każe Wędrowyczowi mówić o „warstwie ziemi, warstwie komunistów, warstwie ziemi i warstwie komunistów” (czy wszystko byłoby OK, gdyby główny Pilipiukowy bohater postulował układanie „warstwy ziemi, warstwy katolików, warstwy ziemi i warstwy katolików”?). Sam wykorzystuje rozpoznawalność, którą nabył dzięki prozie, by upowszechniać skrajnie negatywny, stereotypowy obraz feministek czy osób transpłciowych.
I chyba można przy komentowaniu tej sprawy zauważać, że dotychczasowe wypowiedzi publiczne Pilipiuka są bardzo nie w porządku. Że cofnięcie imiennego zaproszenia – owszem, nieuprzejme i nieprofesjonalne – nie jest żadnym krokiem w stronę metod reżimów totalitarnych, jak to autor w środowym oświadczeniu sugeruje. I że zestawianie z nazizmem i stalinizmem wszystkiego, co się rusza, jest zwyczajnie obraźliwe dla rzeczywistych ofiar tych reżimów.
Obecni obrońcy Pilipiuka przeważnie starają się to wszystko przemilczeć. Najsubtelniejsi z nich są w stanie zdobyć się najwyżej na eufemizmy w rodzaju „gbur”. No więc nie, to nie są wypowiedzi gbura, tylko coś znacznie gorszego. I trzeba o tym głośno i jasno mówić.
Dłuższy (i spokojniejszy) mój wpis na ten temat można znaleźć tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz